UMARŁ KRÓL, NIECH ŻYJE KRÓL?
Jeszcze nie tak dawno temu Arthur Abraham (32-2, 26 KO) uważany był za ringowy postrach, który zmiata rywali ze zwierzęcą siłą. Brutalny nokaut, jaki zaserwował Jermainowi Taylorowi (28-4-1, 17 KO) na początku turnieju "Super Six", tylko utwierdził znawców pięściarstwa w przekonaniu, że pochodzący z Armenii "Król", jest poważnym kandydatem do końcowego zwycięstwa w zawodach.
Niestety kolejne pojedynki sprawiły, że marzenia o międzynarodowych sukcesach byłego czempiona federacji IBF pękły jak mydlana bańka. Abraham z faworyta stał się turniejowym chłopcem do bicia. W konfrontacji z innymi uczestnikami okazał się za mały, zbyt ograniczony boksersko i za wolny. Czy dzisiaj podczas starcia ostatniej szansy z Andre Wardem (23-0, 13 KO) będzie tak samo?
ARTHUR ABRAHAM O POJEDYNKU Z WARDEM W ROZMOWIE Z BOKSER.ORG >>
27 listopada 2010 roku w Helsinkach była mroźna noc. Równie zmrożone strachem były serca kibiców Arthura, którzy oglądali jak Carl Froch (27-1, 20 KO) deklasuje ich ulubieńca i zgarnia w nagrodę wakujący pas federacji WBC w wadze super średniej. Wydaje się, że porażka ta boleśnie obnażyła wszystkie braki zawodnika grupy Sauerland Event, a jego samego załamała. Zaledwie kilka miesięcy wcześniej przegrał przez dyskwalifikację z niewygodnym mańkutem z Michigan Andre Dirrellem (19-1, 13 KO). Do czasu feralnego ciosu w 11 rundzie, po którym został zdyskwalifikowany, Abraham wyraźnie przegrywał z szybszym i ruchliwym rywalem, ruszając się w ringu wolno jak robot.
Po wydawałoby się niezbyt mocnym, ale z całą pewnością nieprzepisowym ciosie sfrustrowanego pięściarza z Armenii, Dirrell wycofał się z turnieju. Jako powód podał problemy neurologiczne, które wystąpiły w następstwie uderzenia. Sceptycy twierdzą, że bardziej prawdopodobny wydaje się strach przed spotkaniem ze swoim przyjacielem, czyli dzisiejszym przeciwnikiem Abrahama, Andre Wardem. Tak czy inaczej "The Matrix" dołączył do rozbitego Taylora, wyeliminowanego Allana Greena (29-3, 20 KO) i kontuzjowanego Duńczyka Mikkela Kesslera (43-2, 32 KO). Zwycięzca dzisiejszej potyczki w wielkim finale zmierzy się z triumfatorem pojedynku pomiędzy Frochem, a 42-letnim Glenem Johnsonem (51-14-2, 35 KO), który odbędzie się 4 czerwca.
Jeśli w przypadku Abrahama jego postawa w turnieju wyraźnie rozczarowuje, to w przeciwieństwie do niego forma Warda budzi respekt. Swoja przygodę z ‘Super Six’ rozpoczął od zwycięstwa nad uważanym za murowanego faworyta całego przedsięwzięcia "Duńskim Wkingiem" Kesslerem. Następnie zamknął usta pyszałkowatemu Greenowi, który tym razem przez 12 rund praktycznie nie miał nic do powiedzenia. W oczekiwaniu na kolejne wielkie wyzwania pozostał aktywny i w listopadzie 2010 roku wypunktował solidnego Australijczyka Sakio Bikę (28-5-2, 19 KO).
Te cenne zwycięstwa, kontuzje jednych, a brak umiejętności u drugich sprawiły, że to właśnie Ward uważany jest aktualnie za jednego z finalistów turnieju. Drugim wydaje się być mający polskich przodków ‘Kobra z Nottingham’, który ze starcia z twardym, ale podstarzałym już Johnsonem powinien wyjść obronną ręką.
Nikłe szanse na dzisiejsze zwycięstwo swojego podopiecznego zdaje się dostrzegać również jego grupa promotorska Sauerland Event. Dowodem na to są ciągłe wojny z obozem Warda odnośnie składu sędziowskiego i miejsca rozegrania pojedynku, które stawiały pod znakiem zapytania całe przedsięwzięcie. Patrząc na przeciwnika "Króla Arthura", obawy jego opiekunów wydają się w pełni uzasadnione. Ward ma może mniej zawodowych pojedynków na koncie, ale za to zdobył złoty medal olimpijski w wadze półciężkiej w Atenach w 2004 roku, a jego bilans amatorski to 114 wygranych i tylko 5 porażek. Na pewno też zdaje sobie sprawę z aktualnej formy swojego rywala i zapewnia, że zrobi wszystko, aby go pokonać.
- Zawsze trenuję do każdej walki tak samo i nigdy nie lekceważę żadnego przeciwnika.- zapewnia Ward.- Staram się przygotować perfekcyjnie zarówno mentalnie, jak i fizycznie, bo oczekuję, że Abraham również będzie w szczytowej formie.
Na niekorzyść Abrahama przemawia również jego narożnik. Jego doświadczony trener Ulli Wegner, oprócz krzyków podczas porażek z Frochem czy Dirrellem, nie miał w zanadrzu żadnego planu B dla swojego zawodnika. Czy tak będzie również w starciu z Wardem? Bo Andre z pewnością pójdzie w ślady dwóch powyższych pogromców Arthura i postara się robić dokładnie to co oni. Jak zachowa się wówczas Abraham i jego team?
W boksie zawodowym nigdy nie wolno mówić "nigdy" i zawodnik z potężnym ciosem, a takim niewątpliwie jest ‘Król Arthur’, zawsze ma szansę. W pięściarstwie jak chyba w żadnym innym sporcie, kilka setnych sekundy nieuwagi może kosztować zawodnika nie tylko przegraną, ale także ciężki uszczerbek na zdrowiu. Wie o tym zarówno Abraham, jak i Ward. Czy dzisiaj będziemy oglądać detronizację zranionego już wcześniej "Króla", czy też ponownie zdoła się on wspiąć się na tron?
Czyżby Łapin był z tej samej szkoły?
Ucieszyłbym się gdyby pyszałkowaty Ward dostał wpierdziel.Nie to,że nie lubię go za twarz.Ja go nie lubię tak samo jak nie lubiłem Holyfielda choć pięściarzem jest wybitnym,za nagminne pierdolenie o Bogu a w ringu napierdalanie z bańki.Taki wynik miałby dałby jeszcze jedną korzyść.Abraham zwyciężając jakimś fartem przez ko wraca do gry nie tylko w SS ale również w ogóle w SM.Podbudowany psychicznie w finale staje znowu p-ko najprawdopodobniej Frochowi i zostaje kolejny raz zdeklasowany co wbija gwóźdź do trumny światowej kariery Króla i jego powrót na stare,niemieckie smieci:)
Ward jest do pokonania a jego wygrana nad Kesslerem to chyba zły dzień i słaba forma Duńczyka.
Brilantowy technik kontra siła.
Szkoda tylko że Abraham nie broni własnych barw
powinie wygrac na punkty zdecydowanie niemnije musi uważać bo Abracham myśle ze mimo 2 porażek jak bedzie przegrywał na punkty ! zaryzykuje i bedzie szukał nokautu! ma czym udeżyć!!
co do frocha ja przekonałem sie do niego jest lekko narcyzowaty jak calzghe ale ma jaja jest dla mnie kozak prze do przodu ! jak awansuje do finału może pokonać Warda !!walka z pascalem to jego najlepsza walka!!rewelacyjna wojna!!