ARCE NOWYM MISTRZEM ŚWIATA
Jorge Arce (57-6-2, 44 KO) zastopował przed momentem w decydujących sekundach Wilfredo Vazqueza (20-1-1, 17 KO) i odebrał mu tytuł mistrza świata federacji WBO kategorii junior piórkowej.
Początkowo nic na to nie wskazywało, a champion skontrował rywala w czwartej rundzie lewym sierpowym, wysyłając go nawet na deski. Pretendent narzucił wojnę mistrzowi w ringu, ten ją przyjął i w rundzie szóstej, siódmej oraz ósmej obaj pięściarze wymieniali ciężkie ciosy, nie zważają za bardzo na obronę. Gdy tempo już trochę spadło wydawało się, że Vazquez dowiezie zwycięstwo do końca, tymczasem Arce wniósł się na swoje wyżyny i w dwóch ostatnich rundach raz jeszcze rzucił się do szaleńczego ataku. W ostatnim starciu trafił przeciwnika lewym sierpowym, poprawił prawym, wyczuł swoją szansę i rzucił się na zranioną ofiarę, zasypując Wilfredo lawiną ciosów. W końcu sędzia wkroczył do akcji i przerwał walkę, ogłaszając wygraną Arce.
Walka główna rozczarowująca z powodu słabej postawy Mosleya. Miałam nadzieję że choć spróbuje, bo argumenty na sprawienie sensacji miał, a spisał się żenująco. Manny jak Manny, chcieli zaprezentować się lepiej od Floyda, a moim zdaniem to Money lepiej zaprezentował się walcząc z Sugarem, poza tym wtedy Mosley miał niezaprzeczalnie wyższą 'wartość' na bokserskim rynku.
Ogólnie spodziewałam się po tej walce dużo więcej, a w ringu wiało nudą. Liczę na walkę z Marquezem - mimo iż teraz Meksykanin nie jest już w stanie dać wyrównanej walki i dodatkowo waga będzie działać na jego niekorzyść, i pewnie przegra przed czasem, to przynajmniej da z siebie wszystko. To nie ten charakter co Mosley.