KARMAZIN: NIE JEST ŁATWO ZAROBIĆ NA BOKSIE
W czasie swojej kilkunastoletniej kariery na zawodowych ringach, Roman Karmazin (40-4-2, 26 KO) zdobył tytuł mistrza świata federacji IBF oraz pas mistrza Europy - obydwa trofea w limicie wagi junior średniej.
38-letni Rosjanin zawiesił rękawice na kołku po porażce przed czasem w pojedynku z Danielem Geale. "Made in Hell" jest na sportowej emeryturze już od pół roku i postanowił napisać książkę, w której ukaże prawdziwe oblicze boksu zawodowego.
- Skończyłem z boksem. Mogę już tylko uczyć młodych adeptów. Mam trzech synów, matkę i żonę, lecz startuję nowe życie niemal od zera. Lata spędzone w tym środowisku nauczyły mnie, że ludzie są podli. Pożyczyłem przyjaciołom pół miliona rubli. Tylko jeden z nich oddał mi 150 tysięcy. Wiedziałem, że spotkam wielu złych ludzi, ale rzeczywistość okazała sie koszmarem - powiedział Karmazin.
- Zamierzam otworzyć mały hotelik w Petersburgu. To teraz bardzo modne - zdradza swe plany ex-champion. - Nie żałuję bycia bokserem, bo zdobyłem tytuł mistrza świata. Nigdy nie zarabiałem takich pieniędzy jak Kliczko, czy też Kostya Tszyu. Oni dorobili się na boksie, pozostali zarabiają grosze. Ludzie myślą: "Byłeś mistrzem świata, na pewno zarobiłeś miliony dolarów". Gdyby zsumować moje wszystkie wypłaty to i tak nie zbliżyłbym się do miliona. Noszę się z zamiarem napisania książki na ten temat. Przybliżę w niej prawdziwe realia.
Co do jego pieniędzy myślę że nie stracił więcej niż Artur Grigoryan który przed walką z Zeganem cały swój dorobek życia stracił w ten sam sposób.
Gdyby był takim dominatorem w swojej wadze i przez tyle lat co bracia to też by tyle zarabiał bo to, że się było mistrzem świata prestiżowej federacji jeszcze nic nie oznacza.
Jeżeli ktoś ma łeb albo np. mądrą żonę (Andrew np) i jest naprawdę dobrym bokserem to sie ustawi. W boksie tak jak w tenisie krocie zarabia absolutna czołówka. I bardzo dobrze ....
Jeżeli natomiast ktoś jest kotem to nawet miliony zarobione przepuści na bzdety i będzie bankrutem.
W tenisie na ogół robią karierę ludzie z tzw. dobrych rodzin, których rodzice inwestowali w swe latorośle od małego dziecka. Ponieważ nie startują od zera, to na ogół nie potrzebują pośredników, promotorów i działają na własny rachunek. Jak są dobrzy, to szybko dochodzą do pieniędzy. Natomiast zdecydowana większość bokserów wywodzi się z biedy i nic nie zdziała bez pomocy promotorów, z których część to hieny bez sumienia. Dadzą do podpisania 19-latkowi jakiś kontrakt, a potem pasożytują na nim przez całą karierę. Gołota rzeczywiście bardzo skorzystał na żonie prawniczce, która zadbała o jego interesy. Wielu jednak nie miało takiego szczęścia. Nie każdy też ma smykałę do interesów. Ogólnie uważam, że bokserzy znacznie ciężej zarabiają na życie w porównaniu np. do piłkarzy czy tenisistów.
Wszystko zależy od tego, co jest zapisane w kontrakcie pomiędzy bokserem i jego promotorem. To nie jest przypadek, że w USA tak wielu wybitnych bokserów kończy jako bankruci. Chciwi promotorzy wykorzystują fakt, że bokserzy są słabo wykształceni lub słabo znają angielski i wstawiają do umowy nieuczciwe klauzule. Często bokserzy całymi latami, albo nawet do końca kariery nie wiedzą, że winni są swym promotorom grube pieniądze. Z tego co czytałem, to taki właśnie był przypadek Tysona. On nie roztrwonił wszystkiego do końca, tylko nagle dostał rozliczenie za ileś tam lat wstecz ( stare długi + horrendalne odsetki ) i okazało się, że jest winien więcej, niż ma. W USA umowa jest przed sądem święta, podczas gdy w świetle prawa EU jeżeli jest rażąco krzywdząca dla jednej ze stron, to jest z mocy prawa nie ważna. Dlatego w Europie nie słyszy się o tak drastycznych przypadkach oszukiwania bokserów jak w USA. Taki Don King dorobił się setek milionów dolarów, a wielu jego bokserów skończyło w biedzie.