MICHAŁ OLAŚ: 'MOIM CELEM MEDAL OLIMPIJSKI'
Jarosław Drozd: W jaki sposób przygotowywałeś się do Turnieju im. Feliksa Stamma?
Michał Olaś: Jestem po obozie w Cetniewie, gdzie przygotowywałem się do turnieju. Byłem bardzo dobrze przygotowany do Mistrzostw Polski i meczu Włochy-Polska, zrobiłem więc sobie tydzień wypoczynku, a na obozie pozostały już tylko kosmetyczne zabiegi. Ponieważ każdy z reprezentantów miał po Mistrzostwach Polski dobrą formę, nasze treningi polegały głównie na sparingach zadaniowych oraz na tarczowaniu z trenerami. Z Cetniewa wyjechaliśmy dzisiaj [rozmawiałem z Michałem wczoraj wieczorem - przyp. JD] i stamtąd prosto przyjechaliśmy do Hotelu Gromada.
JD: Będziesz faworytem publiczności. Wytrzymasz psychicznie takie obciążenie? Walczysz w domu, w Warszawie...
MO: Zgadza się. Na dzień przed startem nie czuję żadnej presji, wręcz przeciwnie, doping publiczności zawsze mi pomaga i motywuje do walki. Zależy mi na tym, by dać dobre walki i żeby to właśnie moje pojedynki z całego turnieju zapadły w pamięci kibiców.
JD: W krótkim czasie wygrałeś z zaliczanymi do światowej czołówki Erislandy Savonem, z Kuby Francuzem Johnem M`Bumbą i Anglikiem Danny Price`em. Czujesz, że jesteś w stanie nawiązać walkę o medale najważniejszych imprez międzynarodowych?
MO: Wiem, że stać mnie na wiele. Nieprzypadkowe zwycięstwa ze wspomnianymi zawodnikami pokazują, że stać mnie na walkę o najwyższe trofea, tym bardziej, że boksując z nimi nie odczuwałem żadnej różnicy poziomów, siły, czy dynamiki. Powiem więcej: to ja czułem się od nich mocniejszy.
JD: Wybacz mi proszę to pytanie, ale skąd tak nagle "wziąłeś się" w czołówce polskiego boksu amatorskiego? Nie masz przecież za sobą sukcesów w gronie kadetów, juniorów...
MO: Na zajęcia do klubu Fenix i do trenera Huberta Migaczewa przyszedłem w lipcu 2009 roku żeby podszkolić swoje umiejętności stricte bokserskie, gdyż wcześniej uprawiałem K-1 oraz Muay Thai. Trener Migaczew, jak mi później sam powiedział, dostrzegł potencjał bokserski, zorganizował więc mi walkę na II Praskiej Gali Boksu w Warszawie, gdzie nieznacznie na punkty przegrałem ze srebrnym medalistą Mistrzostw Polski, Jakubem Kapelińskim. Trzy miesiące później, praktycznie bez żadnego przygotowania typowo bokserskiego, pojechałem również za namową trenera Huberta na Mistrzostwa Polski. W Strzegomiu zająłem 3. miejsce, przegrywając na punkty z późniejszym złotym medalistą, Mateuszem Malujdą. Po tej walce podszedł do mnie trener Stanisław Łakomiec i po krótkiej, ale treściwej rozmowie, wręczył mi powołanie na obóz kadry do Wisły przed ubiegłorocznym turniejem Stamma.
JD: Kto - jak dotąd - był Twoim najtrudniejszym rywalem i dlaczego?
MO: Bez wątpienia młody Savon, zawodnik o niesamowitej kondycji, wytrzymałości i duchu walki.
JD: Walczyliście ze sobą w ub. roku na turnieju w Skopje [Michał wygrał na punkty 5-2 - przyp. JD]. Jak wyglądał ten pojedynek?
MO: Skutecznie stopowałem jest akcje bezpośrednim prawym prostym, a w półdystansie lewym sierpem. Dzięki mocnej gardzie, praktycznie wszystkie jego ciosy przyjmowałem na bloki.
JD: Był zaskoczony Twoją ringową postawą? Widziałeś irytację z jego strony?
MO: Z pewnością! Myślał, że będzie miał łatwą przeprawę z zawodnikiem bez nazwiska. Od samego początku ruszył mocno do przodu, ale też i mocno się zdziwił. Po walce widać było u niego zrezygnowanie i rozczarowanie.
JD: Ale ostatecznie turnieju w Skopje nie wygrałeś, przegrywając z Chorwatem Marko Radonjiciem, bokserem o niebo słabszym niż Kubańczyk...
MO: Głównymi czynnikami, które wpłynęły na moją porażkę było zmęczenie po niewiarygodnym boju z Savonem oraz to, że Chorwat trochę zaskoczył mnie odwrotną pozycją. Wówczas jeszcze nie do końca umiałem boksować z mańkutami. Rywal był więc dla mnie bardzo niewygodny.
JD: Czego mogę Ci życzyć na najbliższą sportową przyszłość?
MO: Przede wszystkim zdrowia i braku kontuzji. Mam chęć do poznawania i uczenia się coraz to nowych rzeczy, mam serce do walki, czyli wszystko, co najważniejsze.
JD: A Igrzyska Olimpijskie?
MO: Najbliższy cel to zwycięstwo w Turnieju Stamma, a następnie zdobycie kwalifikacji do Igrzysk Olimpijskich w Londynie i wywalczenie tam miejsca na podium.
JD: Pociąga Cię boks zawodowy? Widzisz siebie rywalizującego w gronie profi? Wybiegasz tak daleko w przyszłość?
MO: Jak najbardziej. Zawodowy boks to punkt docelowy, ale to będzie już inny rozdział w moim życiu. Na razie skupiam się tylko i wyłącznie na boksie olimpijskim.
JD: Masz jakiś bokserski wzór? Boks w czym wykonaniu najbardziej Ci się podoba i dlaczego?
MO: Nie mam konkretnego idola, ani nikogo na kim się wzoruję. Kreuję swój własny styl walki, jednak zawsze uwielbiałem, zresztą nadal lubię, oglądać w akcji Evandera Holyfielda. Mimo niezbyt imponujących warunków fizycznych - jak na wagę ciężką - potrafił wygrywać z najlepszymi, potrafił porwać publikę i zostawić serce w ringu.