PAEZ JR. POMŚCIŁ OJCA, KONIEC KARIERY CASTILLO?
Po jedenastu latach Jorge Paez Jr. (26-3-1, 17 KO) zemścił się na Jose Luisie Castillo (62-11-1, 53 KO) za porażkę własnego ojca. W październiku 1999 roku wchodzący w najlepszy okres kariery "El Temible" znokautował w piątym starciu gasnącego Jorge Paeza Sr. (79-14-5, 51 KO) - dawnego dwukrotnego mistrza świata wagi piórkowej.
W piątkowej walce 37-letni Castillo był już jednak innym zadownikiem i nie potrafił poradzić sobie z młodszym o blisko 15 lat przeciwnikiem. Paez Jr. nie dawał się wciągać do półdystansu i z łatwością punktował wypalonego rodaka. Castillo miał kilka lepszych momentów, lecz od ósmej rundy, którą ledwo przetrwał, do przodu parła go już tylko ambicja. Po dziesięciu odsłonach sędziowie nie mieli problemów ze wskazaniem zwycięzcy. Czy pogromca Diego Corralesa oraz Joela Casamayora i zarazem pięściarz, który dwa razy był bliski pokonania wspaniałego Floyda Mayweathera Juniora powinien jeszcze wychodzić do ringu?
Doskonale wiem, że to jego wybór, aby dalej walczyć, nikt mu nie każe. Ale żal mi patrzeć jak taki kiedyś świetny bokser, niesamowity fighter kończy karierę, będąc już tylko łatwym celem dla młodych wilków.
Smutne są takie bezsensowne powroty, ale co poradzić? Jedynym lekarstwem byłby medialny bojkot wracających po latach dawnych gwiazd, w tej chwili porozbijanych i niestety podstarzałych... Ale na to się nie zanosi.
I potem kolejne kiedyś wielkie nazwiska, jak ostatnio Nate Campbell, Castillo właśnie, Roy Jones, Joppy, a niedługo pewnie i Winky Wright dostają wpieprz od młodszych, szybszych, i bardziej zdeterminowanych.
Ku uciesze tępej gawiedzi i rozpaczy prawdziwych fanów boksu.