SKAZANY NA NOKAUT?
Zazwyczaj w boksie zawodowym podczas starcia dwóch mańkutów na ringu sypią się iskry. Zaledwie tydzień temu czołowy pięściarz bez podziału na kategorie wagowe Sergio Martinez znokautował Siergieja Dzinziruka. Dzisiaj przychodzi kolej na pochodzącego z Rumunii Luciana Bute (27-0, 22 KO) i Briana Magee (34-3-1, 24 KO). Stawką tego pojedynku, który rozegrany zostanie w Montrealu, będzie należący do Rumuna pas mistrza świata federacji IBF w wadze super średniej.
Na początku wydawać by się mogło, że 31-letni Lucian ma w życiu wielkiego pecha. Z powodu kontraktu z telewizją HBO pominięto go w turnieju ‘Super Six’, który zorganizowała stacja Showtime, pozbawiając go przez to konfrontacji z zawodnikami uznawanymi za najlepszych w tej wadze. Na szczęście los w końcu uśmiechnął się do Luciana i po wygaśnięciu umowy z HBO, Bute przeszedł z radością do nowej stacji, skupiającej w swoich szeregach tak upragnionych dla niego przeciwników, jak chociażby Andre Ward (23-0, 13 KO) czy Carl Froch (27-1, 20 KO).
Właśnie dzisiaj Lucian zadebiutuje na nowym kanale i zapewne będzie chciał wypaść imponująco. To na pewno nie ułatwi zadania pochodzącemu z Belfastu byłemu mistrzowi Europy Brianowi Magee, który zdaje sobie sprawę, że Rumun będzie chciał pokazać dzisiaj wszystkim, że to on jest najlepszym super średnim na świecie. - Nie sądzę, aby Bute dał mi dzisiaj jakąkolwiek taryfę ulgową - stwierdza 35-letni Irlandczyk. -To on jest mistrzem i oczekuję, że na pewno przygotował się do dzisiejszej walki jak na mistrza przystało.
Lucian po owocnej karierze amatorskiej, wyjechał do Kanady, gdzie w listopadzie 2003 roku stoczył pierwszy zawodowy pojedynek. Dotychczas na swoim koncie ma 27 zwycięstw, oprócz 4 walk, z których jedną stoczył w swoim rodzinnym kraju, a 3 w USA, wszystkie pozostałe miały miejsce w jego nowej ojczyźnie. Potężny cios i serce do walki bardzo szybko zyskały mu w Kanadzie ogromną popularność. Z pewnością dzisiejszej nocy wielotysięczny tłum przybędzie do Bell Centre, aby dopingować w akcji swojego mistrza.
Jednakże na twardym Irlandczyku to nie powinno to zrobić większego wrażenia. Już jako amator zjeździł kawał świata, a jako zawodowiec swoje największe jak do tej pory zwycięstwo w karierze, świętował na ringu w Danii, w styczniu 2010 roku. Wtedy właśnie, w jaskini lwa Magee znokautował lokalnego bohatera Madsa Larsena (51-3, 38 KO) i zdobył wakujący pas mistrza Europy. - Larsen to tamtejsza super gwiazda. To duńska wersja Golden Boya, ale Brian nie przestraszył się i zniszczył go w ringu.- podsumowuje manager Irlandczyka.
Co ciekawe, Larsen to również mańkut. Dlatego Magee, który obroniwszy zaledwie raz wywalczone w Danii trofeum, porzucił pas mistrza Europy i skoncentrował się na wyścigu o pas mistrza świata, jest pełen optymizmu. - Wszyscy wiedzą, że z mańkutami się ciężko boksuje, ale jeszcze gorzej jest gdy spotyka się dwóch walczących z odwrotnej pozycji. Dlatego trzeba się odpowiednio przygotować i ściśle trzymać ustalonego planu, a wszystko powinno się udać.
Optymizmu pretendenta nie podzielają znawcy i dziennikarze bokserscy. W przeciwieństwie do Bute, Brian nie może się już poszczycić czystym kontem. Pierwszą porażkę poniósł z Robinem Reidem (40-6-1, 27 KO), który rzucał go na deski czterokrotnie, aby ostatecznie wygrać na punkty. Następną była kontrowersyjna i niejedno głośna porażka punktowa z Ukraińcem Witalijem Tsypko (22-3, 12 KO), do której doszło w Niemczech. Trzecim i ostatnim pogromcą ‘Dumy Belfastu’, został w 2006 roku Carl Froch (27-1, 20 KO). ‘Kobra z Notthingham’ znokautowała go w 11 rundzie pojedynku, w którym na szali były pasy mistrzowskie Wielkiej Brytanii i Wspólnoty Brytyjskiej. Od tej gorzkiej przegranej, Brian zanotował 9 zwycięstw i jeden remis. W 4 ostatnich występach uporał się ze swoimi rywalami przed czasem.
Mimo tej świetnej passy, bukmacherzy nie dają Irlandczykowi dużych szans na triumf. Bute idzie przez zawodowe ringu jak tajfun, siejąc strach i zniszczenie. 15 pierwszych rywali znokautował, podobnie uczynił z 4 ostatnimi. Jedynym, który postawił mu wysoko poprzeczkę, był jak do tej pory Librado Andrade (29-3, 22 KO), z którym wygrał w 2008 roku na punkty. Wielu uznało tą decyzję za kontrowersyjną, ponieważ w ostatniej rundzie Meksykanin posłał mistrza IBF na deski, jednakże sędzia ringowy rozpoczął liczenie tak późno, że Bute zdołał powstać i dotrwać do zbawiennego gongu. Wszelkie wątpliwości zostały rozwiane 13 miesięcy później, kiedy to w ich drugiej bitwie, Rumun znokautował Andrade już w 4 rundzie.
Dlatego Magee, pomimo pogodnego i optymistycznego nastroju, jest w pełni świadomy tego z jak niebezpiecznym przeciwnikiem przyjdzie mu dzisiaj skrzyżować rękawice. - Bute nie jest dobry w jednej rzeczy. On jest dobry we wszystkim. Ma świetną obronę, doskonały atak i potrafi wspaniale kontrować.- chwali swojego rywala Brian.
Ciekawe, jak ten twardy i waleczny Irlandczyk, który niejednokrotnie udowadniał już, że w ringu nie wie co to strach, wypadnie na tle Rumuńskiego zabijaki. Mistrz Bute, na pewno będzie się starał odnieść kolejne spektakularne zwycięstwo, mając na horyzoncie potyczkę z Mikkelem Kesslerem (43-2, 32 KO), lub zwycięzcą ‘Sper Six’. Który z nich będzie lepszy? Odpowiedź poznamy już za kilka godzin.
Mam nadzieję, że Magee się nie przestraszy, jak Brinkley, tylko pokaże, na co go stać, a walka nie będzie tak jednostronna, jak poprzednia w wykonaniu Bute.
P.S.
"zwycięzcą ‘Sper Six’" - szkoda, że nie 'Sperm Six' ;)