W IMIĘ OJCA
Już dzisiaj na ringu w Stuttgarcie 32-letni Ronald Hearns (26-1, 20 KO) spróbuje odebrać Felixowi Sturmowi (34-2-1, 14 KO) tytuł mistrza świata federacji WBA w kategorii średniej. Poniżej amerykański pięściarz opowiada o tym jak trudno jest być synem legendy. Szczególnie jeżeli chce się pójść w jej ślady.
Dokładnie 6 lat miał malutki Ronald, kiedy jego ojciec, wielki Thomas ‘Hitman’ Hearns padał pod ciosami Marvina Haglera na ringu w Caesars Palace w Las Vegas. Doszło do tego 15 kwietnia 1985 roku, podczas jednego z najsłynniejszych i najbrutalniejszych pojedynków w historii boksu zawodowego.
- Pamiętam tę walkę - stwierdza Ronald prawie 26 lat później. - Następnego dnia kiedy poszedłem do szkoły wszyscy mówili tylko o tym. Wszyscy krzyczeli mi do ucha ‘Twój tata przegrał z Haglerem! Widziałem to, widziałem! Znokautował go!’. Skończyło się na tym, że pobiłem się prawie ze wszystkimi za te docinki. Później mama powiedziała mi, żebym się tym nie przejmował i że biciem w naszej rodzinie niech zajmuje się tylko mój tata i ja nie powinienem się tak zachowywać.
Niestety było już za późno. Mały chłopiec już wtedy zaczął snuć marzenia o byciu bokserskim bohaterem, tak jak jego tata. Właśnie wtedy postanowił, że pójdzie w jego ślady i zostanie pięściarzem. Chciał być taki jak ojciec. Był jednak mały problem, a mianowicie jego ojciec nie chciał, aby syn był taki jak on.
- Strasznie imponowało mi to, jakim poważaniem i szacunkiem otaczany był na każdym kroku mój tata w naszym mieście - wspomina Ronald. - Miało to także swoje minusy. Za każdym razem gdy szedłem gdzieś potrenować, trenerzy zaraz dzwonili do mojego ojca i mówili mu o tym. Wtedy on krzyczał: ‘Powiedz mojemu synowi, żeby wynosił się z tej sali!’. Próbowałem się bronić i mówiłem coś w stylu: ‘Ale mama mi pozwoliła trenować!’, na co on odpowiadał: ‘Co ci mówiłem? No co ci mówiłem? Zabieraj się zaraz do domu!’. Cóż miałem robić? Zły, sfrustrowany i obrażony na cały świat wracałem do domu.
Na szczęście dla młodego adepta boksu, jego sławny ojciec bardzo często opuszczał rodzinne strony. Częste występy w ringu, obozy treningowe i promocje walk sprawiały, że pod nieobecność ‘Hitmana’ mały Ronald wykorzystywał każdy nadarzający się moment, aby rozwijać swoją pasję. Niestety czasami bycie synem sławnego ojca, przysparzało wielu problemów.
- Odkąd pamiętam zawsze biłem się na ulicy z powodu taty. Wszyscy go znali i dlatego każdy chciał mnie wypróbować i specjalnie mnie prowokowali - opowiada z uśmiechem Hearns junior. - Dokładnie tak samo było na sali treningowej. Już pierwszego dnia na treningu wszyscy chcieli ze mną walczyć, bo byłem synem Thomasa. Nieważne, że trenowali po parę lat i byli doświadczonymi zawodnikami, każdy chciał tylko sprawdzić się ze mną i skopać mi tyłek.
Słynny ojciec doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Chciał za wszelką cenę utrzymać syna z daleka od tak ciężkiej, a zarazem dobrze mu znanej dyscypliny sportu. Dlatego pewnego dnia przedstawił mu ultimatum.
- Raz miałem z nim poważną rozmowę, podczas której powiedział mi, że jestem jego najstarszym dzieckiem i chciałby, abym zrealizował w życiu rzeczy, których on nigdy nie mógł spróbować. Miał na myśli naukę i ukończenie studiów. Następnie stwierdził, że jeżeli zdobędę tytuł magistra, ukończę edukację, to mogę wrócić i wówczas, jeżeli nadal będę chciał zostać pięściarzem, to nie będzie mnie więcej od tego powstrzymywał.
- Po kilku latach nauki, powróciłem któregoś dnia do domu i powiedziałem mu: ‘Oto jestem’. Na początku zapytał mnie co chcę teraz robić, myślał chyba, że będę chciał grać w koszykówkę, którą uprawiałem na studiach. Ja jednak popatrzyłem mu w oczy i prosto z mostu powiedziałem, że chcę trenować boks. Bez słowa skinął głową i zaczął mnie uczyć.
Przez pierwsze 6 miesięcy pod okiem ojca, Ronald szlifował swoje umiejętności tylko i wyłącznie przed lustrem. Dopiero po wizycie na sali treningowej Emanuela Stewarda, na którym ambitny chłopak wywarł duże wrażenie, Ronald został puszczony na głębokie wody i w wieku 24 lat zaczął toczyć pierwsze oficjalne ringowe pojedynki. Po bardzo krótkiej karierze amatorskiej podczas której stoczył tylko 10 oficjalnych walk, z których wygrał 9, w 2004 roku podpisał wreszcie kontrakt zawodowy. Dzisiaj ma już 32 lata, czy nie żałuje, że musiał czekać tak długo?
- Tak i nie - odpowiada z namysłem. - Na pewno gdybym zaczął treningi wcześniej, na przykład w wieku 8 czy 10 lat, to kto wie jak daleko bym zaszedł. Nie często przecież spotykasz w zawodowym boksie gościa, który rozpoczął karierę w wieku 24 lat i ma teraz rekord 26 zwycięstw, w tym 20 przed czasem i tylko 1 porażkę. Ja przynajmniej o nikim takim nie słyszałem. Z drugiej strony, dzięki temu, że tak późno zacząłem, miałem wystarczająco dużo czasu na to, aby wszystko przemyśleć i dojrzeć do decyzji o zostaniu profesjonalnym sportowcem. Dzięki mojemu ojcu jestem teraz także wykształconym człowiekiem z tytułem magistra.
Już dzisiaj, ten posiadający doskonałe warunki fizyczne jak na kategorię średnią zawodnik, stanie przed najtrudniejszym sprawdzianem w swoim życiu. Stawką jest mistrzowski tytuł należący do jego rówieśnika, Niemca Felixa Sturma. Jak to zwykle jednak bywa w życiu, nie brakuje w bokserskim światku krytyków, uważających, że Ronald nie zasłużył na tak wielką szansę.
- Naprawdę nie obchodzi mnie to co mówią złośliwi ludzie. Poczekajcie aż znajdę się ze Sturmem w ringu i rozpocznie się walka. Zapewniam was, iż wówczas nikt już nie będzie pytał ‘Czy on zasługuje na tą szansę?’.
Prawie 26 lat po tym jak Thomas Hearns przegrał okrutną wojnę w Las Vegas, jego syn spróbuje uczynić pierwszy krok, aby mu dorównać. Po tak wielu latach, ponownie o nazwisku Hearns może być głośno na całym świecie.
- Muszę tylko dokonać jednego - stwierdza zdecydowanie sobotni oponent Sturma. - Zwyciężyć, a później wysłuchać zdania, o którym marzy każdy bokser: ‘Ronald Hearns, the new WBA middleweight Champion of the world!’. Czyż to nie brzmi wspaniale?!