TRZY DEKADY W BIZNESIE - SPOWIEDŹ FRANKA WARRENA

Już za miesiąc największy promotor na Wyspach będzie świętował 30-lecie pracy w bokserskim biznesie. 58-letni londyńczyk mimo trudnych początków z czasem opanował brytyjski rynek i stał się jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci związanych z pięściarskim światem. Poniżej przedstawiamy wywiad, w którym Frank Warren opowiada jak został postrzelony, o wizycie Mike Tysona, a także między innymi o tym który z promowanych przez niego bokserów był najgorszy.

- Miałeś wiele sukcesów w swojej promotorskiej karierze, ale czy zdarzył się także jakiś naprawdę trudny moment?

Frank Warren: Oczywiście, był taki jeden. Noc 11 grudnia 1989 roku, wysiadałem wtedy z samochodu przed Broadway Theatre. Jakiś facet otworzył do mnie ogień z pistoletu Luger i wystrzelił 22 kule. Oberwałem w klatkę piersiową, a pociski o milimetry minęły moje serce. Straciłem także jedno płuco. Ktoś musiał żywić do mnie ogromną urazę, ale do dzisiaj nikogo nie złapano. Ledwie z tego wyszedłem, schudłem kilkanaście kilogramów i ogromnie ucierpiał na tym także mój biznes. Banki odwróciły się ode mnie i to wtedy straciłem London Arenę. Na pewno wszyscy wówczas myśleli, że jakaś mafia wydała na mnie wyrok.

- Gdzie i kiedy odbyła się twoja pierwsza gala?

FW: To było 1 grudnia 1980 roku w London Bloomsbury Crest Hotel. W walce wieczoru wystąpili dwaj Amerykanie walczący w wadze półciężkiej: Jerry Martin i Otis Gordon. Straciłem wtedy 17,500 tysiąca, czyli biorąc pod uwagę dzisiejsze ceny i stawki utopiłem około 200 tysięcy funtów i prawie zbankrutowałem.

- Jak wspominasz wizytę Mika Tysona, którego sprowadziłeś na wyspy?

FW: Tego nie da się zapomnieć. Pamiętam na przykład to, jak przechodziliśmy koło sklepu McLarena gdzie za szybą znajdował się wyścigowy wóz, który kosztował milion funtów. Tyson od razu postanowił, że go kupi, ale niestety sklep był już zamknięty. Wróciliśmy tam na drugi dzień, jednakże okazało się, że było strasznie dużo problemów z dostarczeniem auta do stanów. Mike był strasznie rozżalony, zabraliśmy go więc do sklepu jubilerskiego na Bond Street gdzie wydał 2 miliony funtów. Strasznie szastał pieniędzmi.

- Który z bokserów promowanych przez ciebie był najlepszy?

FW:
To ciężkie pytanie bo było ich tak wielu. Nigel Benn, Naseem Hamed, Ricky Hatton, czy Amir Khan. Myślę jednak, że najlepszy był Joe Calzaghe który po 15 latach zawodowej kariery i 46 walkach odszedł na emeryturę niepokonany.

- A który był najgorszy?

FW:
Na to pytanie odpowiedź jest prosta, Audley Harrison. Nie powinien nigdy przechodzić na zawodowstwo, tylko zostać w amatorstwie. To przez niego ogólnodostępna stacja telewizyjna BBC zrezygnowała z pokazywania boksu.

- Czy zauważyłeś jakieś istotne zmiany w pięściarstwie zawodowym, które w nim zaszły po tylu latach?

FW:
Tak, walki o tytuły mistrzowskie skrócono z 15 do 12 rund i dzięki temu zawodnicy są w dużo mniejszym stopniu narażeni na kontuzje czy też ciężkie nokauty. Zmienił się także sposób zawierania umów. Gdy zaczynałem, umowy pomiędzy pięściarzami, a promotorami, zawierano poprzez uścisk dłoni, który był gwarancją dotrzymania wszystkich obietnic. Dzisiaj wszystko jest na papierach.

- Z którego momentu jesteś najbardziej dumny po tych 30 latach?

FW:
Najbardziej jestem dumny z chwili gdy Frank Bruno zdobył tytuł mistrza świata na stadionie Wembley. To było niesamowite uczucie mieć świadomość, że dzięki mnie udało mu się osiągnąć tak wiele w sporcie, a przy okazji zostać sławnym i bogatym człowiekiem.

- Kto był twoim pierwszym bokserem?

FW:
Świetny bokser wagi muszej z Liverpoolu - Keith Wallace. Był niesamowity, ale nigdy nie wykorzystał w pełni swojego talentu. Niestety zmarł już jakiś czas temu.

- Czym byś się zajmował gdybyś nie został promotorem?

FW:
Moją pierwszą pracą było prowadzenie małej firmy prawniczej. Ale nie wyobrażam sobie abym mógł całe życie się tym zajmować. Prawdopodobnie poszedłbym w ślady ojca i został bukmacherem.

- Co cię najbardziej denerwuje?

FW:
Telewizja BBC. To skandal, że tylu ludzi opłaca ich ze swoich podatków, a oni ignorują te miliony kibiców którzy kochają boks.

- Czy przed boksem widzisz świetlaną przyszłość?

FW:
Oczywiście, że tak. Sprzedajemy aktualnie więcej biletów niż kiedykolwiek wcześniej. Praktycznie w każdym większym mieście jest teraz potężna arena, w której można organizować wspaniałe gale i dzięki temu promować w nich lokalnych  utalentowanych chłopaków. Dzięki telewizji nie potrzebujemy już do tego słynnej Albert Hall czy Wembley. Coraz więcej ludzi lubi ten sport i to na pewno cieszy.

- Który z twoich młodych wilków, będzie w przyszłości wielką gwiazdą?

FW:
Ciężko powiedzieć. Myślę, że za kilka lat będzie to Kell Brook, Nathan Cleverly, a także oczywiście James DeGale i Frankie Gavin. Jestem przekonany, że oni wszyscy powygrywają w przyszłości tytuły mistrzowskie i staną się sławni.

- Co musi posiadać kandydat na bokserskiego mistrza?

FW:
Jeżeli chce osiągnąć szczyt musi poświęcić przede wszystkim swoją młodość. W 100 procentach musi się poświęcić temu sportowi. To ciężki kawałek chleba, ale nagroda jest tego warta.

- Czy ktoś kiedyś oferował ci pieniądze w zamian za ustawienie walki?

FW:
Nigdy. Po tylu aferach które dotknęły futbol, krykiet, tenis, wyścigi konne, czy snooker, boks wciąż pozostaje niesplamiony.

- Czy zezwoliłbyś swoim synom, aby zostali bokserami?

FW:
Na pewno nie zachęcałbym ich do tego, ale jeżeli sami by się zdecydowali, wówczas nie powstrzymywałbym ich. Chciałbym być wtedy ich promotorem (śmiech).

- Co sądzisz o boksie kobiet?

FW:
Nie lubię go i nie podoba mi się. Nigdy przenigdy nie będę promotorem żadnej bokserki.

- Jak długo jeszcze zamierzasz pozostać w tym biznesie?

FW:
Mam nadzieję, że za 10 lat spotkamy się ponownie i udzielę znowu wywiadu na 40-lecie mojej pracy (śmiech)!
 

Dodaj do:    Dodaj do Facebook.com Dodaj do Google+ Dodaj do Twitter.com Translate to English

KOMENTARZE CZYTELNIKÓW
 Autor komentarza: nik
Data: 23-11-2010 15:43:52 
Potwierdzilo sie po raz kolejny ze Tyson ma nierowno pod kopula.
 
Aby móc komentować, musisz być zarejestrowanym i zalogowanym użytkownikiem serwisu.