GRZEGORZ PROKSA: DO POŁOWY 2011 R. BĘDĘ MISTRZEM EUROPY
Jarosław Drozd: W najbliższą sobotę czeka Cię kolejny pojedynek. Z kim będziesz rywalizował?
Grzegorz Proksa: Będę walczył z Theophilusem Tettehem z Ghany. Walka jest zakontraktowana na 6 rund.
JD: Co zadecydowało o wyborze właśnie tego pięściarza?
GP: Zadecydowali o tym moi promotorzy. Jak wiadomo ta walka wieńczy 5-tygodniowy etap współpracy z nowym trenerem, który mój menedżer chciał zakończyć walką. Niesie to ze sobą same pozytywy, gdyż po raz pierwszy sprawdzimy wzajemną współpracę podczas rankingowej walki, bo lada moment mogę stanąć do pojedynku o pas EBU i wtedy nie będzie czasu na improwizacje. Teraz zajmuję wysokie 3 miejsce, Mahir Oral przegrał z Sylvestrem, więc liczę, że spadnie za mnie na 4 lokatę, co mnie powinno z kolei wywindować na drugą pozycję. Po za tym dzięki pojedynkowi utrzymuję aktywność startową. To również ważne.
JD: Najbliższy pojedynek odbędziesz więc głównie w celu zachowania wysokiej lokaty rankingu EBU. Rozumiem, że będzie to zarazem sportowe zakończenie 2010 roku? Jak go oceniasz?
GP: Myślę, że za wcześnie na podsumowania. Pozwolę sobie na nie po najbliższej walce, a może nawet po świętach. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z naszym planem, to ocena będzie jak najbardziej pozytywna. W lutym zdobyłem prymat w Unii Europejskiej, awansowałem w rankingach, a co najważniejsze udało się w 100 procentach "dopiąć" trenera-pasjonata. Mam nadzieję, że do tego jeszcze uda się dołożyć sobotnie zwycięstwo i zobaczymy, może będzie jeszcze jeden start w grudniu...
JD: Od kilku tygodni trenujesz pod okiem Fiodora Łapina. To jednorazowa przygoda z trenerem grupy Knockout Promotions, czy zapowiedź dłuższej współpracy?
GP: Myślę, że będzie to długotrwała współpraca.
JD: Jaki wpływ na wybór trenera Łapina miała jego współpraca z Albertem Sosnowskim?
GP: W gruncie rzeczy znikomy, choć nie ma co ukrywać, że Albert przetarł mi szlaki. Znałem trenera Łapina z początków mojej amatorskiej kariery i myślę, że to miało na pewno większy wpływ. No i do tego należy wspomnieć, że jego wyniki mówią same za siebie.
JD: Nie unikniemy porównań. Czym różni się warsztat trenerski Laszlo Veresa i Fiodora Łapina?
GP: Umówmy się, że nie będę bawił się w porównania. Obaj mają swoją szkołę, a ja chcę wyciągnąć dla siebie od nich to, co najlepsze.
JD: W sobotę gala w walijskim Newport i co dalej? Jakie są szanse na upragnioną walkę o pas EBU?
GP: Ogromne. Myślę, że do połowy przyszłego roku będę mistrzem Europy wagi średniej. Ufam promotorowi, że dotrzyma słowa, ufam w warsztat trenerski Fiodora Łapina, no i jestem przygotowany do ciężkiej pracy i osiągnięcia kolejnego celu.
JD: Mija kolejny rok i znowu nie zobaczyliśmy Cię na polskim ringu. Może czas, by to zmienić?
GP: Rok jeszcze się nie skończył. Mamy jeszcze dwa miesiące, ale przyznaję, że to wielka szkoda, że jak dotąd nie udało mi się zaboksować w Polsce. Była ostatnio pewna propozycja, ale coś umilkła. To szkoda dla moich kibiców, którzy cały czas okazują mi wiele sympatii, chociaż i czasem niecierpliwości. Sporo trenowałem sam, więc teraz muszę się "zreperować", bo jeśli miałbym zaboksować dla polskiej publiczności, nie ma mowy o półśrodkach. To musi być największa forma.
JD: Podobną drogą, jak Ty podąża aktualnie Mariusz Cendrowski, który również mierzy wysoko. Jak oceniasz jego szanse na tle europejskiej czołówki?
GP: Mariusz to doświadczony zawodnik. Z pewnością dwa zwycięstwa nad niepokonanym rywalem dodały mu skrzydeł, chociaż wyżej boksersko cenię w rekordzie Jamela Bahki niż Troelenberga. Myślę, że Mariusz jest na fali wznoszącej i trzymam kciuki za jego dobre walki.
JD: A w którym miejscu tej europejskiej układanki jest Grzegorz Proksa?
GP: Na szczycie. Jestem dziś numerem 3 wg EBU. Jutro może nr 2.
JD: Chciałbyś coś przekazać swoim kibicom?
GP: Serdeczności! Troszkę cierpliwości, bo wszystko idzie w dobrą stronę, choć nie zawsze tak to z zewnątrz wygląda. Realizujemy plan właśnie po to, by dołączyć do tych, którzy już świętują swoje sukcesy, abyście również i Wy byli dumni.
To dwie różne sprawy.
Kolejny zawodnik będzie więc nam siłą rzeczy sprawdzał czy Łapin coś potrafi czy też liczy na Małysza polskiego sportu zawodowego, czyli perełkę, dla której trener jest dodatkiem.
wystarczy popatrzeć na zavecka, olał ebu i źle na tym nie wyszedł w średniej. ebu to liczy sie tylko w cieżkiej w pozostałych kategoriach lepiej walczyć o miejsca rankingowe.