KIBIC WSPOMNIENIOWO, CZYLI OBCHODY STULECIA WALKI JOHNSON - JEFFRIES
W miniony weekend w miejscowości Reno w stanie Nevada odbyły się jubileuszowe obchody setnej rocznicy słynnej walki o światowy championat w wadze ciężkiej, pomiędzy pierwszym w historii czarnoskórym mistrzem Jackiem Johnsonem (68-12-10, 36 KO) i „Wielką Nadzieją Białych” Jimem J. Jeffriesem (18-1-2, 15 KO). Podczas uroczystości doszło do wyjątkowego spotkania potomków obu pięściarzy. Ponadto jubileuszowe obchody uświetniły wykłady historyków boksu, pokazy filmowe, wystawa prezentująca pamiątki związane z walką, a także ukazująca życie codzienne Jacka Johnsona oraz dyskusje panelowe poświęcone rasistowskiemu kontekstowi jego walki z Jeffriesem i biznesowym aspektom zawodowego boksu.
Szczególnym momentem uroczystości stało się upamiętnienie walki dokładnie w miejscu, w którym rozegrała się sto lat temu. 4 lipca o godzinie 14:44, a więc o tej samej porze, o której rozpoczął się słynny pojedynek, rozległo się dziesięć uderzeń w ten sam gong, którego używano podczas walki w 1910 roku. Goście jubileuszowych obchodów mieli również okazję zwiedzić miejsca, w których sto lat temu znajdowały się obozy treningowe obu pięściarzy.
Znakomitym dopełnieniem jubileuszu historycznego pojedynku była niewielka gala bokserska, podczas której w jednej z walk wieczoru zaprezentował się pięściarz światowej klasy Ulises Solis (31-2-2, 21 KO), były mistrz IBF wagi junior muszej w latach 2006-2009, który wyraźnie pokonał na punkty Erica Ortiza (32-11-3, 21 KO), mając go trzy razy na deskach w końcowej fazie pojedynku. Solis po stracie tytułu przed rokiem, obecnie jest pretendentem nr 1 do walki o mistrzowski pas tej samej federacji.
Przy okazji jubileuszu warto przypomnieć historyczne starcie sprzed stu lat. Posiadanie tytułu mistrzowskiego w wadze ciężkiej przez czarnoskórego pięściarza było nie do zaakceptowania dla białej społeczności Ameryki, przesiąkniętej uprzedzeniami rasowymi. Johnson był wcześniej w posiadaniu tytułu mistrza świata „kolorowych”, który stał się haniebnym rozwiązaniem, pozwalającym trzymać znakomitych czarnoskórych zawodników z dala od rywalizacji o najwyższe trofeum w zawodowym boksie. „Galveston Giant” otrzymał jednak szansę zmierzenia się z białym w walce o światowy prymat i nie zaprzepaścił jej, demolując w 1908 roku Tommy’ego Burnsa w 14 rundach. W ciągu następnego roku odprawił czterech białych pretendentów, wśród nich mistrza świata wagi średniej Stanleya Ketchela (Stanisława Kiecala) amerykańskiego zawodnika polskiego pochodzenia. Gorączkowe poszukiwania białego pięściarza zdolnego uporać się z czarnoskórym mistrzem, zakończyły się ściągnięciem ze sportowej emerytury byłego, niepokonanego mistrza świata wagi ciężkiej w latach 1899-1904, Jamesa J. Jeffriesa. Jeffries zachęcony niezwykle wysokim w tamtych czasach wynagrodzeniem kilkudziesięciu tysięcy dolarów, przystąpił do ciężkich treningów, zrzucając imponującą nadwagę kilkudziesięciu kilogramów! Jego obóz treningowy odwiedzili kibicujący mu dawni mistrzowie wagi ciężkiej John L. Sullivan (pierwszy mistrz świata, który zdobył tytuł w walce w rękawicach w 1885 roku) oraz James J. Corbett, który ten tytuł mu odebrał w 1892 roku (część historyków dopiero ten pojedynek uważa za pierwszy mistrzowski stoczony w rękawicach), a potem dwukrotnie przegrywał z Jeffriesem. Zachowało się nawet nagranie filmowe z tego spotkania, na którym widać jak trzej byli mistrzowie żartobliwie rozmawiają ze sobą, symulując zadawanie ciosów. W trakcie walki z Johnsonem Corbett wystąpił jako sekundant w narożniku Jeffriesa.
Promotor Tex Rickard, który poprowadził także pojedynek w ringu jako sędzia (wcześniej bezskutecznie proponował tę funkcję m.in. … prezydentowi USA!), reklamował go jako „Walkę Stulecia”, używając po raz pierwszy w historii zawodowego boksu tego hasła promocyjnego, które zyskało potem wielką popularność i do dziś jest często nadużywane. Jako miejsce spotkania obu pięściarzy, zakontraktowanego na 45 rund, wybrano Reno, niewielkie miasteczko w górach Nevady, w którym specjalnie na tę okazję zbudowano arenę wraz z zapleczem hotelowym i gastronomicznym. Szacuje się, że liczba widzów, którzy zjechali na walkę 4 lipca 1910 roku, przekroczyła liczbę mieszkańców miasta, sięgając prawie 20 tysięcy ludzi.
O nastrojach związanych z tą walką najlepiej świadczy fakt, że w momencie gdy promotor i sędzia Rickard poprosił zawodników na środek ringu, aby udzielić im tradycyjnego pouczenia przed pierwszą rundą, Jeffries odmówił podania ręki Johnsonowi. Pierwsze starcia przebiegały w bardzo wolnym tempie i nam obecnie bardziej przypominałyby zapewne mocowanie się zapaśników w stójce, jednak obaj pięściarze musieli odpowiednio rozkładać siły, gdyż mieli przed sobą znacznie więcej niż 12 rund. Od czwartego starcia coraz mocniej zaczęła zarysowywać się przewaga Giganta z Galveston. W szóstej rundzie Johnson dosłownie zmasakrował twarz oponenta, a napięcie na trybunach sięgnęło zenitu, rozległ się nawet strzał z rewolweru. Jeffries z trudem przetrzymał kolejne rundy, odczuwając coraz bardziej negatywny wpływ, jaki na jego kondycję miał wiek (35 lat) oraz morderczy obóz przygotowawczy. Straszliwe podbródkowe i sierpowe Johnsona coraz częściej dochodziły do celu. Wreszcie w 15 rundzie, po jednym z takich ciosów, Jeffries pada po raz pierwszy w karierze na deski. Podnosi się, ale trafiony kolejnym ciosem wypada poza liny. Sekundanci błyskawicznie pomagają mu wstać i wręcz wpychają na ring prosto pod potężne uderzenia czarnoskórego mistrza. „Wielka Nadzieja Białych” pada ponownie i nie podnosi się, choć sędzia przerywa liczenie. W tym czasie ring wypełniony jest już ludźmi z narożnika Jeffriesa, gwałtownie protestującymi i w ostatnich chwilach pojedynku próbującymi wręcz uniemożliwić Johnsonowi dokończenie niszczycielskiego dzieła. Na szczęście rozgorączkowani sekundanci i kibice nie byli w stanie wypaczyć werdyktu i Gigant z Galveston sprawiedliwie został ogłoszony zwycięzcą przed czasem. Jego panowanie na tronie wagi ciężkiej, będące solą w oku białej społeczności zakończył dopiero pięć lat później Gigant z Pottawatomie, Jess Willard.
bo tak
jefffes- jonhson 1910
louis-schmeling 1939
ali -frezier 1971
Wzystkie były walkami "stulecia" i wszystkie były wiecej niż tylko walkami
w 1.kwestia rasy
w 2. kwestia narodu
w 3. kwestia równouprawnienia
-według mnie w sensie sportowym: ali-frezier była najlepszą.
-w sensie społecznym wszystkie 3 były bardzo znaczące.
Poczytaj Pana Aleksandra Reksze..Ma wypas ksiazki np "25 najwiekszych pojedynkow"..