BRADLEY: MOGĘ WALCZYĆ Z KHANEM W WIELKIEJ BRYTANII
Timothy Bradley (25-0, 11 KO), mistrz WBO w kategorii junior półśredniej, twierdzi, że nie ma żadnych oporów, by walkę z Amirem Khanem (23-1, 17 KO) stoczyć w jego rodzinnej Anglii.
- Bez wątpienia najtrudniejszy będzie pojedynek z Devonem Alexandrem. Potem jest Marcos Maidana, a najłatwiejszy z tej trójki jest Amir Khan. Tak to widzę. Z kolei Khan gwarantuje największe pieniądze. Khan wciąż się uczy, jest coraz lepszy, ale jeszcze wielu rzeczy nie potrafi. W walce z Malignaggi popełnił całe mnóstwo błędów. Nie dbam o to gdzie odbędzie się nasze starcie. Wyjdziemy do ringu tam, gdzie pieniądze będą największe - oświadczył Bradley.
"Desert Storm" tłumaczy również swą decyzję o podpisaniu kontraktu na walkę z Luisem Carlosem Abregu (29-0, 23 KO), zamiast podjęcia wyzwania, jakie rzucał mu mistrz WBC i IBF - Devon Alexander (20-0, 13 KO).
- HBO proponowało więcej pieniędzy za walkę z Maidaną. Teraz on jest kontuzjowany, a ja chcę się sprawdzić w półśredniej. Wchodzę do ringu dla pieniędzy, nie interesują mnie inne aspekty. Chciałbym bić się z Alexandrem, ale nikt za to nie zapłaci. Chcę dostać oferty z obozów Pacquiao i Floyda. Muszę zarabiać. Jeżeli chodzi o Devona, to przyjdzie czas na tę walkę. Jego boli fakt, że zarabiam więcej od niego. On walczy na HBO, a moje pojedynki były na Showtime i wciąż zarabiałem więcej pieniędzy. Niech on i jego manager trochę przystopują. Mam swoich ludzi i doskonale wiemy co jest najlepsze dla mojej kariery. W tym momencie jego oferta nie jest dla nas lukratywna. Jedną walką zarabiam więcej, niż od dwoma - powiedział 26-letni pięściarz.
Rozsądnie i rzeczowo, ale czy prawdziwie?
Z Khanem chciałbym go zobaczyć :)