KLICZKO JUŻ PLANUJE KITESURFING W EGIPCIE
Przedstawiamy poniżej fragment wywiadu, jakiego Witalij Kliczko (39-2, 37 KO) udzielił niemieckiemu dziennikowi Bild am Sonntag. Dziennikarze pytali go głównie o pojedynki z Albertem Sosnowskim (45-2-1, 27 KO), Davidem Haye`em (24-1, 22 KO), ale także o takie szczegóły z życia jak np. pierwsza walka, pierwsze zarobione pieniądze i inne ...drobiazgi.
-W sobotę wystąpisz przed 60-tysięczną widownią. Pamiętasz jeszcze ilu widzów widziało Twoją pierwszą walkę?
-To było w lotniczej bazie wojskowej w Czechosłowacji, gdzie służył mój ojciec. Miałem wówczas 13 lat i mój pojedynek oglądało ok. 100 żołnierzy. Pamiętam, że przez jakiś tydzień przed tym wstępem nie mogłem wcale spać.
-Wygrałeś?
-Nie. Przegrałem po niezasłużonym werdykcie na punkty. Ale niedługo później znów zmierzyłem się z tym samym rywalem, pokazując wyraźnie, który z nas jest lepszy.
-Jak zarobiłeś pierwsze pieniądze?
-Gdy miałem 14 lat zarobiłem 84 rubli, pracując jako turystyczny przewodnik po Kijowie. To była fortuna! Mój ojciec jako oficer otrzymywał w tym czasie 400 rubli miesięcznie. Dlatego pewnie czułem się jak milioner.
-Co zrobiłeś z tymi pieniądzmi?
-Kupiłem deskorolkę i radio. Aha, i jeszcze tort dla mamy, którego jednak nigdy nie zobaczyła. W drodze do domu zjedliśmy go z Władimirem.
-Jaką sprawisz sobie nagrodę po zwycięstwie nad Sosnowskim?
-Chciałbym wybrać się do Egiptu na kitesurfing. Nie mogłem sobie na to pozwolić przed walką. Mój brat jest w tym sporcie lepszy ode mnie.
-W jakiej dziedzinie jesteś lepszy od Władimira?
-W szachach ma ze mną małe szanse, w tenisie stołowym - żadnych. Gram w ping-ponga codziennie, bo to świetny trening na spostrzegawczość, refleks i umiejętność koncentracji.
-Zabierasz ze sobą na walki ciemne okulary, żeby ukrywać sińce pod oczami?
-Jak dotąd przydały mi się po walce tylko raz. Teraz jeśli je zabieram z domu, to tylko dla swoich rywali.
-Na ile niebezpiecznym rywalem jest Albert Sosnowski?
-Nie ma słynnego nazwiska, ale mimo to dostąpił zaszczytu walki ze mną. Spojrzałem mu głęboko w oczy, które są zwierciadłem duszy. Dostrzegłem pragnienie zwycięstwa. On nie koncentruje się na pieniądzach, jakie zarobi, ale na walce. Wie, że ma wielką, życiową szansę. Jest głodny wygranej, a i ma czym uderzyć.
-Pozwalasz żonie śledzić na żywo Twoje ringowe występy?
-Nigdy nie chciałem, by w tym uczestniczyła i powiem Ci dlaczego. W 1992 r. walczyłem w Anglii i pamiętam, że cała rodzina mojego przeciwnika - rodzice, żona i dzieci - siedziała w pierwszym rzędzie przy ringu. W trzeciej rundzie ciężko go znokautowałem. Przeciwnik leżał nieprzytomny na macie ringu. Stałem w neutralnym narożniku i spojrzałem na twarze jego najbliższych. Nie chciałbym, aby kiedykolwiek doświadczyła tego moja rodzina. Ale w sobotę moja żona będzie na widowni. Jeśli nie dam jej biletu, sama sobie go pewnie kupi (śmiech).
-Kto w Twoim teamie jest niezastąpiony?
-Trener, oczywiście. Fritz Sdunek zna moje ciało lepiej niż moja żona.
-David Haye to poważny rywal? Krzyczy, że chce walczyć z braćmi Kliczko, po czym zrywa wszelkie ustalenia.
-Haye ucieka jak kurczak, bo wie, że walka z którymkolwiek z Kliczków oznaczać będzie dla niego utratę pasa mistrzowskiego.
-Haye żąda najpierw walki z Władimirem, a zwycięzca tamtej rywalizacji miałby walczyć z Tobą.
-Czyli mnie unika, bo w takim układzie nasza walka nie dojdzie nigdy do skutku. Haye mówi o sobie, że jest najlepszym ciężkim na świecie, ale jak dotąd wygrywa tylko w słowach. Wolałbym z nim porozmawiać przy użyciu pięści.
Co Wy z tym kurczakiem?
Polski odpowiednik to przecież tchórz.
ciekawe co na to żona Vitka ;)))