NAZWISKO ZOBOWIĄZUJE, CZYLI JEDYNY TAKI MISTRZ ŚWIATA. CZ. 2
Nowy wymiar życia i kariery Yuri Foremana (28-0, 8 KO) pojawił się od chwili poznania Leyli Leidecker, pochodzącej jak on z Europy (ma węgierskie korzenie), która także uprawiała wyczynowo boks (poznali się w gymie podczas treningów), ale po skończeniu szkoły filmowej, poświęciła się telewizyjnym reportażom i dokumentom (miałem okazję oglądać niektóre dotyczące boksu, m.in. bardzo interesujące obrazy dot. turnieju Golden Gloves).
To z osobą życiowej partnerki gruntownie zmienił się światopogląd i religijność Foremana. Można zaryzykować stwierdzenie, że dzięki niej tak naprawdę odkrył głębie wiary, odkrył judaizm. To, co nie dokonało się przez 8 lat pobytu w Izraelu, stało się faktem po kilkunastu miesiącach życia w Nowym Jorku. Warto zaznaczyć, że prezentowany przez Foremana styl życia zawsze odbiegał od tego, który prowadzi inny idol żydowskiej części Brooklynu, Dmitriy Salita, związany z ortodoksyjną grupa Lubawicz Chabad.
Niedługo później, w sporej części dzięki żonie, odkrył w sobie powołanie kapłańskie i równolegle z karierą sportową rozpoczął religijną edukację. Dwa lata temu żartował, że zostało mu jeszcze 2 lata by zostać rabinem i 2 ważne walki, by zdobyć pas zawodowego mistrza świata. W to pierwsze oczywiście uwierzyłem. Drugie stało się dla mnie i innych kibiców Yuri`ego miłą niespodzianką.
Pierwsze starty w amatorskich zawodach po emigracji do USA nie były łatwe. W 2000 r. na turnieju NY Golden Gloves przegrał decydujący bój z Luisem Collazo.
-To była bardzo wyrównana walka - wspomina Yuri - Wielu uważało, że ją wygrałem, ale mogę jakoś z tym żyć (śmiech). Próbowałem swoich sił jako amator w wielu krajach i wszędzie panowała taka sama zasada:. żeby wygrać z zawodnikiem gospodarzy trzeba było go znokautować lub dostatecznie zdominować. Wtedy byłem świeżo po przeprowadzce do Nowego Jorku. Resztę dopowiedz sobie sam - zakończył.
Mimo akcentowanej religijności Foreman ma naturalny dystans do żydowskiej tradycji i siebie jako rabina. Namawiany na to, by wchodzić do ringu przy rytmach klezmerskich, przekornie wybierał mocno brzmiące "Purple Haze" Jimmiego Hendrixa, utwory Iggy Popa, czy ekstremalnie ostre riffy "Pantery", której frontman, Phil Anselmo, jest jego serdecznym kolegą.
Kiedyś powiedziałem mu, że to w bokserskiej branży niemal niewybaczalne, że nie przybrał żadnego sportowego pseudonimu. Z uśmiechem odpowiedział, że bardzo pomaga mu w promocji wspaniałe nazwisko.
- Uwielbiam George'a Foremana. Zbieżność nazwisk bardzo mi pomogła! To świetny gość, bardzo inteligentny i bogobojny człowiek - powiedział Yuri.
(fot. boricuaboxing.com)
Ale jest jeszcze coś, co o mistrzu świata z Brooklynu powinien wiedzieć polski czytelnik:
-Właściwie, to rodzina mojej matki pochodzi z Polski. Wciąż mam krewnych w Białymstoku. I zawsze robi na mnie wrażenie doping polskich kibiców dla polskich bokserów - powiedział Foreman.
Związki zawodowego mistrza świata z naszym krajem to także zamiłowanie do polskiej literatury.
-Wiesz, że jestem zafascynowany dziełami Dostojewskiego, Vonneguta, Sołżenicyna - mówił mi Yuri. Ale przyznam Ci się, że bardzo polubiłem "Quo Vadis" Sienkiewicza i książki Stanisława Lema.
Tak... Powodów do tego, by w walce Foreman-Cotto postawić na Yuri Foremana jest - jak dla mnie - całkiem sporo.
jestem za Cotto ;-)