WSZYSTKIEMU WINNY JEST FROCH...
Choć nie znamy jeszcze kompletu wyników drugiej fazy organizowanego przez telewizję Showtime turnieju Super Six, to można już pokusić się o małe podsumowanie i wstęp do ostatniej, decydującej tury walk grupowych.
Dotychczas w ramach turnieju odbyło się pięć pojedynków, z których każdy zakończył się zwycięstwem pięściarza występującego przed własną publicznością. Zapewne nie inaczej będzie w przypadku zaplanowanego na 19 czerwca starcia Andre Warda (21-0, 13 KO) z Allanem Greenem (29-1, 20 KO).
W tej sytuacji jasne staje się, że oprócz (chyba słusznie) spisywanego na straty "Ghost Doga", rywalizację zakończy wkrótce ktoś z czwórki: Arthur Abraham (31-1, 25 KO), Carl Froch (26-1, 20 KO), Mikkel Kessler (43-2, 32 KO) i Andre Dirrell (19-1, 13 KO).
Dla zwolenników sprawiedliwej rywalizacji jest to o tyle bolesne, że na znalezienie się wśród wyżej wymienionych z pewnością nie zasłużył "Matrix", który w opinii zdecydowanej większości gładko pokonał Frocha podczas ich październikowej potyczki. Zwycięstwo Dirrella widzieli wszyscy z wyjątkiem dwóch sędziów punktowych (jednym z nich był doskonale znany polskiej publiczności Daniel Van De Wiele). Kontrowersyjny, a według niektórych wręcz niedorzeczny werdykt sprawił, że "Kobra" wciąż ma realne szanse na znalezienie się w półfinałach, podczas gdy pokrzywdzony Amerykanin za kilka miesięcy w przedwczesnym finale zmierzy się ze znakomitym Wardem.
Najzdrowiej dla całej rywalizacji byłoby, gdyby Green zdołał pokonać mistrza olimpijskiego z Aten, ale w to rozwiązanie chyba nikt nie wierzy. "S.O.G." jako jedyny w stawce po raz drugi wystąpi przed swoją publicznością, co, jak pokazują pozostałe rezulataty, powinno zagwarantować mu zwycięstwo. Ponadto Ward jest od starszego kolegi pięściarzem znacznie bardziej wszechstronnym i ustępuje rywalowi tylko w sile pojedynczego uderzenia. Na dzień dzisiejszy nic nie wskazuje na to, by mistrz olimpijski z Aten miał w najbliższym czasie dopisać do swojego rekordu '0'.
Ciekawie zapowiada się starcie dwóch najsilniejszych fizycznie uczestników Super Six. Pod koniec wakacji, zapewne na neutralnej ziemii, rękawice skrzyżują "Król Arthur" i pochodzący z Nottingham Froch. 32-letni "Kobra" nie powinien mieć na swoim turniejowym koncie żadnych punktów i wielce prawdopodobne jest, że Abraham brutalnie sprowadzi go na ziemię. Ormianin z niemieckim paszportem wydaje się być fizycznie silniejszy i bardziej odporny. Froch bywał już w tarapatach, na deski rzucił go Jermain Taylor, a i Dirrell przynajmniej dwa razy podłączył go do prądu. Nie sądzę, by Brytyjczyk był wystarczająco twardy, by przez dwanaście rund wytrzymywać ataki Abrahama, który mniej więcej od szóstej rundy powinien przejąć kontrolę i zasypywać rywala cepami z obydwu rąk. Co nie zadziałało na błyskotliwym Amerykaninie, najprawdopodobniej zda egzamin na kiepskim w defensywie Frochu i pojedynek pewnie zakończy się w okolicach dziesiątej rundy.
O walce Kessler-Green nie ma się co rozpisywać, dopóki nie znamy wyniku debiutu Allana w Super Six. Bardzo możliwe, że po porażce z Wardem, "Ghost Dog" będzie dla Duńczyka łatwym celem. Oczywiście może też się okazać, że Green sprawi niespodziankę w jednej (a może w obydwu?) z zaplanowanych dla niego walk, ale niełatwo jest to sobie wyborazić. Z drugiej strony, czyż Super Six nie jest turniejem niespodzianek?
Najtrudniej przewidzieć przebieg najważniejszego pojedynku trzeciej fazy. Ward i Dirrell to zdecydowanie najlepiej wyszkoleni i najbardziej utalentowani uczestnicy turnieju i ich walka jest bez wątpienia przedwczesnym finałem. W przypadku zwycięstwa "Matrixa" panowie będą mieli szanse stoczyć drugą walkę, której stawką byłyby już pasy WBC i WBA oraz pozycja dominatora kategorii superśredniej. Każdy inny wynik oznaczać będzie dla Dirrella koniec przygody z Super Six. Na papierze lepiej wypada Ward. Złoty medalista olimpijski przez całą zawodową karierę przygotowywany był do zdobycia mistrzowskiego pasa i zostania wielką gwiazdą. Po podpisaniu pierwszego kontraktu ani razu nie walczył z przeciwnikiem o ujemnym bilansie. W ringu przypomina odrobinę młodego Hopkinsa - nie stroi od niezauważalnych dla sędziego faulów i sprytem przewyższa wszystkich dotychczasowych oponentów. Zdominował świetnego przecież Kesslera bardziej wyraźnie, niż przed paru laty Joe Calzaghe. Nigdy jednak nie przyszło mu zmierzyć się z kimś pokroju Dirrella. Panowie doskonale znają się z czasów amatorskich, z Aten obydwaj wrócili przecież z medalami. "Martix" przywiózł jednak tylko brązowy krążek. Nie można odmówić Wardowi posiadania doskonałych umiejętności, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Dirrell niemal wszystko robi odbrobinę lepiej. Zdaje się być minimalnie szybszy, silniejszy i zapewne bardziej zdeterminowany. Niesprawiedliwa porażka z Frochem od razu postawiła go pod ścianą i przed walką z Abrahamem wiedział, że nie może już sobie pozwolić na żadną przegraną do samego końca turnieju. Imiennicy umówili się, że niezależnie od wyniku starcia Ward-Green, w ich pojedynku każdy da z siebie wszystko i wygra lepszy. Cóż, z całą odpowiedzialnością zaryzykuję stwierdzenie, że w dniu tego pojedynku poznamy nazwisko zwycięzcy Super Six.
Jeśli chodzi o mnie, uważam, że Dirrell i Ward są bokserko najlepsi spośród całej szóstki. Mayweather uważany jest za nudnego, lecz nikt nie odmawia mu klasy. Podobnie jest w tym przypadku. Jasne, że ludzie wolą obejrzeć wojnę, zamiast partii szachów. Sam wolę efektowny styl Pacquiao lub Roya od Floyda i Bernarda. Boks jest jednak dyscypliną, w której wygrywa lepszy, czyli nie zawsze silniejszy czy odważniejszy.
Każdy ma prawo do własnej opinii, oczywiście możesz się ze mną nie zgadzać. Zapraszam do merytorycznej dyskusji :)
Jak sam zauwazyles to kwestia gustu, ja osobiscie bokserow w stylu Hopkinsa ogladac nie lubie bo to nie sa jednak szachy, do Mayweathera i Leonarda to patrzac na ich walki np 1-szego z Castillo lub Corallesem moglbym napisac iz nie wiem o czym piszesz, zas Leonarda z Duranem lub Hearnsem rowniez nie. W Stanach Direll az tak popularny nie jest albo nie czytam tych samych gazet. Mayweathera ucieakjacego w stylu Dirrela po ringu nie widzialem nigdy, Leonard dal taka walke przeze mnie oceniana na przegrana ale przyznano mu zwyciestwo z Haglerem, kiedy przez wieksza czesc pojedynku pedalowal, ale tam bylo o wiele wiecej akcji niz w w/w Frocha z Matrixem. Zgadzam sie z Toba co do tego wygrywania przez lepszego, sam spedzilem w ringu kilka lat i ze wzgledu na warunku fizyczne do zwarc nigdy nie dazylem. Faworytow turnieju mozna wymienic wlasciwie tylu samo ilu wymienilem potencjalnych odpadajacych, kazdy z nich ma bilans 1:1 oprucz Wrda ktory ma jedna walka mniej i nie wiadomo czy jego bilans nie zostanie zrownany z reszta stawki. W mojej ocenie Ward walczyl nieczysto w 1-szym pojedynku, czy specjalnie, watpie, jednak wiele uderzen bylo za nisko i faktem jest porozbijanie glowy Dunczyka nietylko rekawicam, gdyby dostal kilka upomnien walka moglaby miec inny przebieg. Dodam jeszcze iz porownywanie do zawodnikow turnieju super six Whitaker a to lekkie przegiecie i troche nie wiem o czym piszesz gdy wspominasz iz rozgrywal on w ringu partie szachowe, widzialem jego sporo pojedynkow i..... no nic po prostu inaczej jego styl oceniam. Jesli masz na mysli "boksersko najlepsi" sama technike zadawania ciosow, przce nog to sie z Toba zgodze, ale ze wzgledu na brak "zeba" i sily to na pewno nie sa zdecydowani faworyci. Jak do tej pory ze wszystkich obecnych supersrednich najbardzij podoba mi sie bokser z Canadu/Rumuni, jest kompletny jako bokser choc nieobecny w turnieju. ozdrawiam.
Owszem, Dirrell cofał się w pojedynku z Frochem, ale daję głowę, że gdyby podliczono ilość zadanych i trafionych ciosów, to Andre miałby tych celnych ze dwa razy więcej niż "Kobra", który niezwykle spektakularnie ciął wówczas powietrze.
Ward fauluje - racja, ale Kessler nie miał prawie nic do powiedzenia, nawet gdy nie był jeszcze porozcinany od tych uderzeń głową.
Jeżeli chodzi o Whitakera, to miałem na myśli jego defensywę. Chciałem podać przykład i jest to przenośnia. Nie można zarzucać mu przecież, że przegrywał, bo nie przyjmował wojny, tylko zręcznie unikał wszelkiego niebezpieczeństwa. Bynajmniej nie oznacza to, że był gorszy od swoich rywali, którzy za wszelką cenę dążyli do wymian.
Dalej, nie sądzę, by taki Dirrell rażąco ustępował siłą Europejczykom. Przeciwnie - sądzę, że Kessler wcale nie jest silniejszy, a Froch też nie bije tak potężnie, po prostu jest odporny i bije te cepy, które mają wyrywać głowę od szyji. Abraham jest za to niepodważalnie najmocniejszy pod tym względem.
A Bute... w karierze amatorskiej dał się poznać jako szklany, więc tutaj wyraźnie ustępuje wszystkim w Super Six. Myślę, że mógłby dać radę z Europejczykami (o ile nie wyłapałby żadnej bomby), ale Ward i Dirrell są dla niego nie do przejścia. Green to wielka niewiadoma, o nim nie chcę się wypowiadać. Na mnie już pora, również pozdrawiam
Dodam że nie zgodzę się z tą "kwestią gustu' bo wytyczne sędziowania są dość jednoznaczne.
Froch - Dirrell to taki sam wał jak Dlh - Trinidad czy Lewis Holy 1 (i prawie każda punktowa wygrana Walujewa)
"Dalej, nie sądzę, by taki Dirrell rażąco ustępował siłą Europejczykom"- dokładnie!! gdyby Dirrell i Ward twardo staneli na nogach i tłukli cepy i kołki z pełną parą to okazało by się że wcale nie są słabsi od K i F. Fakt że Abraham ma cios lepszy niż niektórzy ciężcy myślę że proporcje siły do wagi ma jak Marciano!!! w miarę podobną ma też technikę wyprowadzania cepów - wszystko z zapartych nóg, z potężnym skrętem. nie lubię takiego boksu. Podobnie sądzę że Bute nie dał by rady Dirrellowi czy Wardowi. Niby Bute jest świetny ale ja nie mogą dopatrzyć się w jego boksie niczego nadzwyczajnego.
Do tego prawdopodobnie słaba szczęka i fatalny zasięg ramion do wzrostu. Europejczykom może dałby radę
Dodam że nie zgodzę się z tą "kwestią gustu' bo wytyczne sędziowania są dość jednoznaczne.
Froch - Dirrell to taki sam wał jak Dlh - Trinidad czy Lewis Holy 1 (i prawie każda punktowa wygrana Walujewa)
"Dalej, nie sądzę, by taki Dirrell rażąco ustępował siłą Europejczykom"- dokładnie!! gdyby Dirrell i Ward twardo staneli na nogach i tłukli cepy i kołki z pełną parą to okazało by się że wcale nie są słabsi od K i F. Fakt że Abraham ma cios lepszy niż niektórzy ciężcy myślę że proporcje siły do wagi ma jak Marciano!!! w miarę podobną ma też technikę wyprowadzania cepów - wszystko z zapartych nóg, z potężnym skrętem. nie lubię takiego boksu. Podobnie sądzę że Bute nie dał by rady Dirrellowi czy Wardowi. Niby Bute jest świetny ale ja nie mogą dopatrzyć się w jego boksie niczego nadzwyczajnego.
Do tego prawdopodobnie słaba szczęka i fatalny zasięg ramion do wzrostu. Europejczykom może dałby radę
Zwycięstwo Dirrella w walce z Frochem, był ewidentne. Ponadto uważam, że ta ślepota sędziów, mogła być spowodowana po części nadpobudliwością kibiców, bo kiedy Froch robił wiatrak oni darli japy i skakali, jakby Anglia zdobywała właśnie tytuł mistrza świata.
nie lubie artykulow z taka jednostronna opnia jak w Gościu Niedzielnym
nie zgadzam sie z wiekszoscia zawartych tu tez
Dudas
Faktem jest, że formuła zaskoczyła trochę organizatorów w trakcie turnieju.
W tej chwili czytelność wyniku przed walką jest dość duża, zważywszy u kogo jest rozgrywany pojedynek.
Neutralność terenu powinna być chyba gwarantowana, a sędziowie dobierani niczym ławnicy w amerykańskim sądzie.
Co do walki Abraham-Froch stawiam na Artura. Jest silniejszy i odporniejszy, co w przypadku takich puncherów będzie determinantem. Walka podobna będzie do Mitchela i Katsidisa (choć Mitchel jest technicznie dosyć dobry). Zwycięży ten, co może więcej przyjąć i mocniej oddać.
Czekam również z niecierpliwością na walkę Dirrela z Wardem, bo tu będą bokserskie talenty.
Racja. Artykul bardzo stronniczy.
Przed Super Six, a nawet jeszcze po walce z Frochem, wszyscy mowili o Dirrellu jak o beztalenciu a teraz nagle okazuje sie wirtuozem. Cos tu nie gra.
Co do Amerykanów, bardziej podoba mi się Ward. Obaj są zawodnikami kontrującymi, walczącymi z obrony (ktoś może powiedzieć że nie walczącymi efektownie ale to też sprawa gustu, ponieważ dla jednych boks z defensywy jest ładniejszy od ciągłej ofensywy)ale ich defensywa wg mnie znacząco się różni. Ward unika ciosów, a Dirrel wg mnie poprostu wali pompe na całego i ucieka po ringu. Oczywiście to tylko moje zdanie z którym nikt nie musi się zgadzać ;)