DZINDZIRUK: ZAWSZE JESTEM W FORMIE
Już tylko godziny dzielą Siergieja Dzindziruka (36-0, 22 KO) od debiutu za oceanem, ale przede wszystkim od pierwszej walki od ponad półtora roku. Wszystko oczywiście przez problemy prawne i zerwanie umowy z Klausem Peterem Kohlem oraz jego Universum. Dziś Ukrainiec, który swoją karierę zaczynał w Polsce w grupie Andrzeja Gmitruka, stanie do obrony tytułu WBO kategorii junior średniej, mając za przeciwnika sprowadzonego w ostatniej chwili w zastępstwie za innego pięściarza Daniela Dawsona (34-1, 24 KO). Dzindziruk podczas oficjalnego ważenia wniósł 153, a pretendent 154 funty, czyli górny limit tej dywizji. Mistrz pomimo tak długiej przerwy i zmiany challengera w ostatniej niemal chwili nadal jest pewny siebie.
- Taka zmiana to nic dobrego, ale mieliśmy wystarczająco dużo czasu by obejrzeć walki Dawsona, tak więc jesteśmy gotowi. Wiemy co musimy robić by wygrać, bo zdążyliśmy poznać jego wady i słabości. Jestem wojownikiem, mistrzem świata i chcę się pokazać amerykańskiej publiczności - mówił wczoraj Dzindziruk.
- Mówi się, że styl robi walkę, dlatego to będzie świetny pojedynek. Lubię walczyć z mańkutami. To jest szansa, na którą czekałem od dawna. Chcę pokazać ludziom na co mnie naprawdę stać - odgraża się z kolei Dawson. Stawką tej potyczki będzie naturalnie pas federacji WBO, jaki Dzindziruk wywalczył pięć lat temu.
Powodzenia Sirhij!
Wykorzystaj Amerykę i wyduś z niej ile tylko potrafisz.
To samo z Nużnienką, gdyby dalej boksował u polskiego promotora nie dostałby walk o takie tytuły...