Z NAROŻNIKA TETRYKA: BABE RISKO PYŁKOWSKI
Z narożnika Tetryka: Zdarzyło się w Ameryce: Babe Risko Pyłkowski.
Nikt pewnie nie wątpi, iż oprócz dużych umiejętności i talentu sportowiec, bokser także, potrzebuje odrobiny szczęścia: musi znaleźć się w odpowiednim czasie we właściwym miejscu. Ktoś musi dostrzec coś, czego wcześniej nie zauważyli inni, jakiś szczegół, który zaważy od losach, być może o wielkich sukcesach. Może to być promotor, menedżer, czasem gangster, albo, jak w przypadku „Babe Risko” Pyłkowskiego... fryzjer- na dobry początek. Oto relacja samego pięściarza*:
„Nigdy bym nie przypuszczał, że Polska interesuje się moją osobą i cieszę się, że mogę napisać te kilka słów do Przeglądu Sportowego”.
Zdaję sobie sprawę o co chodzi, zdążyłem się już przyzwyczaić do wymagań dziennikarzy. Wiem, co ich interesuje i dlatego mam nadzieję, że nie zawiodę polskich czytelników.
Naturalnie muszę opisać początek mojej kariery. Urodziłem się w Ameryce w miasteczku Syracuse. Skąd i kiedy przybyli moi rodzice? Ze wstydem muszę się przyznać, że niewiele mi wiadomo o mojej pierwszej ojczyźnie i nawet nie wiem z jakiej części Polski pochodzi moja rodzina. Od szesnastego roku życia stałem się dorosłym, to znaczy, że musiałem sam pomyśleć o sobie.
Od dziecka pociągało mnie morze i dalekie krainy. Zawarłem znajomość z oceanem jako „morski- skaut”, ale wkrótce zostałem przyjęty jako ochotnik do marynarki wojennej.
Zaczęło się dla mnie życie pełne uroku, kilkakrotnie opłynąłem kulę ziemską.
Proszę mi wierzyć, że w Ameryce być marynarzem, a nie być bokserem, to niemożliwe. Każdą wolną od służby chwilę poświęcałem pięściarstwu. Wkrótce boks stał się moim żywiołem.
Stoczyłem wiele walk na lądzie i morzu. Jak mnie bito! Do końca życia będę pamiętał baty, jakie otrzymywałem od wilków morskich. Nie przejmowałem się i naszedł dzień zapłaty!
W 1931 roku zdobyłem tytuł mistrza marynarki. 60.000 marynarzy przyglądało się memu zwycięstwu nad Bb Shawem. Ten tytuł dał mi wielką popularność na wodach oceanu, ale nie myślcie, że otworzył mi drogę ku ringom na stałym lądzie.
Ukończyłem służbę w marynarce, żegnano mnie na moim statku z muzyką i wiwatami. Powróciłem do rodzinnego Syracuse i byłem nieco zdziwiony, że tam nikt nie słyszał o moich pięściarskich sukcesach. Żaden z miejscowych menedżerów nawet słyszeć nie chciał, aby się ze mną wiązać kontraktem.
„Wiemy, że ma pan diabelnie silny cios z prawej i ładne kręcone włosy, ale to drogi panie za mało, aby zostać zawodowym bokserem”.
Byłem zniechęcony i miałem już się wyrzec bokserskiej kariery. Kiedyś jednak będąc u fryzjera zaczęliśmy rozprawiać o boksie. Mój cyrulik okazał się wielkim znawcą i zapaleńcem. Tak się stało, że wyszedłem od fryzjera słabo ogolony, ale za to z kontraktem w kieszeni. Golibroda zmienił swój fach i stał się menedżerem. Był to Gabe Genovese, mój dzisiejszy opiekun.
Kontrakt z Genovese posiadał pewną klauzulę: wszystkie walki mają być rozgrywane w Syracuse. Mój patron nie chciał wypuszczać spod oka swego fryzjerskiego interesu, a z drugiej strony widocznie nie wierzył, aby moja popularność sięgała poza rodzinne miasteczko.
Walczyłem więc na prowincji w zupełnej ciszy i nikt nie słyszał o Babe Risko. Gdyby Jarosz nie zawadził przypadkiem o Syracuse, to niewątpliwie do dziś dnia nikt by o mnie nie usłyszał.
Miałem jednak szczęście, Jarosz przyjechał do mnie, a moja prawa pięść dosięgła jego. Moja pozycja w jednej chwili uległa zmianie. Setki depesz i dziesiątki listów. Muszę jednak dodać, że walczyłem z Jaroszem „honorowo”, to znaczy, że mój udział w zyskach był minimalny. Walka jednak przyniosła nadspodziewanie wysokie procenty.
Jak wiadomo, 20 września walczyłem po raz drugi z Teddym i odebrałem mu tytuł.
Muszę jeszcze wyjaśnić dlaczego przybrałem sobie pseudonim. Moje prawdziwe nazwisko brzmi Henryk Pyłkowski.
W marynarce jest jednak przyjęte, że wszyscy obmyślają sobie pseudonimy. Pomyślałem wówczas o mym wielkim rodaku Henryku Pułaskim- tak popularnym w Ameryce.
Zacząłem się nazywać Pułaskim, niewiele to jednak ułatwiło sytuację. Nazwisko było trudne do wymówienia i trzeba było pomyśleć o nowym pseudonimie. Zdecydowałem się na Risko- gdyż Johnny Risko był kiedyś moim ideałem, a poza tym był bardzo popularny w moim stanie.
Przyznaję z rumieńcem, że historia z „Babe” pochodzi stąd, iż zawsze miałem powodzenie u pięknych kobiet. We wszystkich portach świata słyszałem zachęcające „Baby”...No i z Henryka Pyłkowskiego zrobiłem się Babe Risko.
Często zastanawiam się czy jestem dobrym bokserem? Krytykują mnie, że jestem słabym technikiem. Może to i prawda, przekonałem się jednak, że jeśli ma się suchy cios z prawej i dużo odwagi, to na ringu można dużo zdziałać. Przyznaję, że należę do typu tak zwanych zabijaków. Walka podnieca mnie; często tracę niepotrzebnie głowę i panowanie nad nerwami.
Co się tyczy moich najbliższych planów, to 13 grudnia miałem walczyć w Madison Square garden z Seeligiem. Do walki nie doszło, gdyż niemiecki emigrant jest przesądny i nawet słyszeć nie chciał o starcie 13-go i to w dodatku w piątek!
Wobec tego, że ja nie lubię próżnować, trzeba było szukać innego przeciwnika. Wybór padł na Franka Battaglie, który niedawno znokautował Paula Pirrone. Ja się jednak Bataglii nie boję, zobaczymy, kto ma silniejszy cios. Następnie czeka mnie w dniu 20 grudnia ciężka przeprawa z Anglikiem Mac Avoyem- pogromcą Turnero, który swojego czasu narobił takiego stracha Thilowi.
W tej chwili mój menedżer prowadzi pertraktacje odnośnie walki o mistrzostwo z Freddie Steelem. Mecz miałby się odbyć w rodzinnym mieście Steela_ Seattle. Genovese żąda za tę walkę 35.000 dolarów! Tytułu darmo się nie ryzykuje!
Z innej strony proponują nam walkę o tytuł z Jimmy Mac Larninem, który awansował do kategorii średniej. Ten mecz odbyłby się w Miami w ciągu miesiąca. Jednym słowem, roboty nie zbywa i nie uskarżam się na kryzys”.
Rzeczywiście, Babe Risko Pyłkowski odebrał we wrześniu 1935 roku tytuł mistrza Ameryki; później zwyciężył Battaglię i, w obronie tytułu, Tony Fishera, ale już w kolejnym boju o championat Ameryki uległ na punkty Freddie’mu Steele. Kiedy więc doszło do kolejnego pojedynku między Polakami: Risko i Jaroszem, punktowe, ale zdecydowane zwycięstwo odniósł Jarosz, ale tytułu niestety już nie odzyskał. Pyłkowski ze zmiennym szczęściem boksował jeszcze do 1939 roku i po serii pięciu porażek przez nokaut wycofał się z boksu- z niezłym rekordem 46 zwycięstw, 23 porażek i 10 remisów. No i przez blisko rok, od września 1935 do lipca 1936 był mistrzem Ameryki. Dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności. Zmarł w 1957 roku.
Krzysztof Kraśnicki, „Legendy Ringu - Kronika Polskiego Boksu”
www.colma1908.pl
*Przegląd Sportowy nr 133/1935