O NAPRAWIE BOKSU
Czarna dziura Włodzimierza K.
Sprawa jest dla ludzi z boksem związanych zbyt poważna, by przejść do porządku dziennego nad wywiadem, jakiego udzielił dla bokser.org wieloletni sędzia, działacz, kierownik sekcji bokserskiej i mój zacny kolega z Wydziału Boksu Zawodowego, Włodzimierz Kromka.
Gdyby jeszcze dyskusja odbyła się w prywatnej rozmowie, może przy kielichu, albo u cioci na imieninach, potraktowałbym wypowiedź kol. Kromki jako niewątpliwy symptom choroby znanej pod nazwą pomroczność jasna; na drugi dzień nie byłoby o czym mówić. Ale wywiad trafił do tysięcy odbiorców i kilka pochlebnych opinii na internetowym forum może Włodzimierza utwierdzić, iż swą diagnozą trafił w sedno. Tymczasem trafił kulą w płot.
Kromka jest współzałożycielem klubu Jawor Jaworzno i chwała mu za to. Okazało się jednak- co wynika z jego wypowiedzi- że klub nie posiada odpowiedniego zaplecza finansowego, a więc zapewne nie sporządzono gwarantującego powodzenie przedsięwzięcia biznesplanu. A nie sporządzono, bo kolega Kromka w swoim daleko posuniętym optymizmie oczekiwał, iż jego działalność... wspomoże PZB, w domyśle- finansowo: „ Władze Polskiego Związku Bokserskiego muszą zadbać o kluby” czy ”Lepsze przełożenie finansowe i będzie dobrze”. Jak więc widać, Włodzimierz K. przywiązał się mocno do czasów PRL-u- i rozdawnictwa w myśl zdegradowanego hasła: „Każdemu według potrzeb”, choć od tamtej pory minęło z górą 20 lat. Jednak owe dwie dekady to, jak się okazuje... czarna dziura w mentalności kolegi K.
Zbyt długo „robi” w boksie, aby nie wiedzieć skąd pochodzą i na jaki cel są przeznaczane finansowe środki, którymi dysponuje PZB. Wie, ale zdaje sobie również sprawę, że wielu mu przyklaśnie, bo łatka przypięta sportowej centrali zawsze jest w modzie, bez względu na okoliczności i fakty. I na tym zamierza zbić kapitał.
Jako doświadczony arbiter z ponad 30. letnim stażem wypowiada się Kromka na bliski mu temat sędziowania w boksie amatorskim. Na wszelki wypadek zawodowego nie tyka. - „Te maszynki, te kaski”- biadoli, jakby nie wiedział, że nie maszynka, a człowiek naciskający guzik decyduje o wyniku walki. Tak samo, jak było przed laty. Z tą różnicą, że lata walki z anonimowością sędziów, zostały przez owe urządzenia, przegrane. A „pod maszynki” trzeba zmienić priorytety treningowe, dostosować metody do aktualnych wymagać. Miejsce „Boksu” Gradopołowa, podręcznika pięściarstwa wielu pokoleń, w muzeum boksu jeśli takie powstanie.
W polskim boksie nie ma przekrętów finansowych; to nie piłka nożna, gdzie na boisku leżą wielkie pieniądze. W pięściarstwie nie kasa pod stołem decyduje o nieuczciwym wyniku, ale inne, choć równie naganne praktyki: trener X ma doskonałe wyniki, jego młodzi pięściarze odnoszą sukcesy, za czym idą pieniądze z samorządu. Niewielkie, ale w boksie każde mają znaczenie. Trzeba więc pana X utrącić; panowie Y i Z dogadują się i zaprzyjaźnieni sędziowie eliminują zawodników świetnego trenera. Teraz klub pana Y otrzyma wsparcie samorządu. W grę wchodzą również ambicje klubu, okręgu... i wiele innych drobnych interesów małych ludzi. O tym, ilu młodych zawodników zniechęconych nieuczciwymi werdyktami zrezygnowało z uprawiania boksu, nikt nie policzy. I koledze Kromce te sprawy nie mogą być obce.
Nie powiem nic odkrywczego twierdząc, iż największą wartością w sporcie jest człowiek; na zasadzie naczyń połączonych- tak pięściarz, jak sędzia, trener, no i działacz, nawet jeśli ta ostatnia funkcja mocno się zdezawuowała, co krzywdzi wielu oddanych pięściarstwu ludzi. Ludzi, których nazwisk najczęściej nie znamy, a bez nich odnoszone w przeszłości sukcesy byłyby znacznie skromniejsze. Osobiście najwyżej w tym gronie ceniłem panów: Stanisława Cendrowskiego, Hieronima Mrozowskiego i Zdzisława Wierzbickiego. Ostatni z nich będąc prezesem boksu mazowieckiego zorganizował kurs sędziowski; nie dlatego, że brakowało arbitrów. On przede wszystkim chciał pozyskać młodych ludzi do działalności w boksie; do organizowania nowych sekcji i klubów bokserskich. I to mu się udało; na Mazowszu powstało czy zostało reaktywowanych w ciągu zaledwie jednego roku pięć sekcji. Bo działacz, w dobrym tego słowa znaczeniu, potrafił zorganizować nabór: wywiesić ulotki w szkołach, odwiedzić miejsca, gdzie zbierała się tzw. trudna młodzież; przekonać ją do rywalizacji w sporcie. Ale na tym nie kończyła się jego rola; interesował się wynikami w nauce, sytuacją materialną podopiecznych. Niejednokrotnie z własnej kieszeni wysupłał jakieś pieniądze widząc, że chłopak zimą chodzi w trampkach czy w wiatrem podszytej kurteczce.
W sobotę czy niedzielę zasiadał przy stoliku sędziowskim czy stawał na ringu, ale w tygodniu z wielkim poświęceniem, niejednokrotnie ze szkodą dla życia rodzinnego wykonywał wiele- tylko pozornie drobnych zajęć- o których mało wiemy, a które sprawiały, że przy boksie pozostawali ci, z których sukcesów jesteśmy dziś dumni.
Nagrodą był zdobyty przez podopiecznego medal, ale równą satysfakcję czerpał z faktu, iż młody człowiek znalazł cel również w życiu pozasportowym: zdobył wykształcenie, dobrą pracę, założył rodzinę. Stał się przyzwoitym człowiekiem.
I takich ludzi w boksie dziś brakuje; sędziowie, w znakomitej większości, ograniczają się do pełnienia swojej funkcji; trenerzy do godzin treningu i zawodów. Są oczywiście i tacy, którzy zasługują na najwyższe uznanie, ale na tyle nieliczni, że znaleźć ich można z równym skutkiem, jak przysłowiową igłę w stogu siana. Oczywiście sprawa działaczy nie wyczerpuje tematu kryzysu boksu; jest zaledwie jednym z wielu elementów, które składają się na dzisiejszy obraz pięściarstwa.
Młodzi, a nawet bardzo młodzi miłośnicy sportu wymyślili dla nas, wieloletnich działaczy epitet „Leśne dziadki”. Osobiście mi ten przydomek nie przeszkadza, z jednym zastrzeżeniem: pokażcie, iż Wasza krytyka bierze się z faktu, że potraficie być doskonałymi menedżerami- skoro w Waszym przekonaniu określenie „ działacz” to przeszłość i kompromitacja. Zakładajcie, ale i utrzymujcie kluby i sekcje bokserskie, odnoście sukcesy, niech Wasi pięściarze zdobywają medale i tytuły, róbcie dech w piersiach zapierające gale i zawody bokserskie, a ja i moi koledzy nie będziemy mieli innego wyjścia, jak opuścić „stołki”- w Waszym przekonaniu źródło wszelkiej pomyślności i olbrzymich dochodów (na marginesie dodam, iż pełnione w boksie funkcje są społecznymi). Pokażcie, że nasz czas minął; jeśli osiągniecie sukces, to my z pokorą udamy się na spoczynek i w ciepłych bamboszkach będziemy z niekłamanym podziwem oglądać Wasze dokonania. Bo pięściarstwo jest również i naszą życiową fascynacją.
A Włodkowi K. życzę, aby jak najprędzej opuścił czarną dziurę oraz zmienił swoje przyzwyczajenia i oczekiwania- jest rok 2010.
Krzysztof Kraśnicki
pozdrawiam redakcje.