Z PÓŁDYSTANSU: JAK HAYE OSZUKAŁ KLICZKÓW

Michal Koper, Informacja własna

2009-12-26

Dobrze zrobił David Haye (23-1, 21 KO), rezygnując w tym roku z potyczek z uważanymi za dwóch najlepszych aktualnie pięściarzy kategorii ciężkiej na świecie Wladimirem i Vitalijem Kliczko na rzecz mistrzowskiego boju z posiadaczem pasa WBA Nikołajem Wałujewem. Dobrze, bo po zdobyciu "mniejszym kosztem" mistrzowskiego tytułu wszechwag to on, ze swoim przyciągającym media kontrowersyjnym wizerunkiem, a nie świetni sportowo ale nudni dla przeciętnego kibica Kliczkowie, jest teraz zawodnikiem, na którym koncentruje się uwaga fanów mocnego uderzenia.

Dość powiedzieć, że jeszcze niedawno Anglik zabiegał o walkę z Ukraińcami, prowokując ich raz po raz za pośrednictwem mediów, a teraz to oni "konkurują" między sobą o szansę unifikacyjnego boju z pyskatym Londyńczykiem.

Co na to Haye? Delektuje się swoim nowym statusem czempiona, a o konfrontacji z Kliczkami mówi już raczej ze spokojem.

- Wreszcie jestem w punkcie, w którym zawsze chciałem być. Jestem mistrzem świata wagi ciężkiej i to ja teraz decyduję o tym, co chcę robić - przyznaje "Hayemaker". - Z obydwoma braćmi Kliczko, jeśli się uda, chcę zaboksować w roku 2010, jednak teraz sytuacja jest już inna. Jestem czempionem, już nie muszę siedzieć przy ich stole i wysłuchiwać ich bzdur i warunków, jakie mi stawiają. Teraz siła jest też po mojej stronie.

Trudno Brytyjczykowi nie przyznać racji i przy okazji nie pochwalić go za spryt i talent do autopromocji, dzięki którym po walkach z wypalonym Monte Barrettem i ograniczonym boksersko Nikołajem Wałujewem, ale chyba przede wszystkim dzięki serii medialnych starć z braćmi Kliczko, udało mu się wdrapać na podium dzisiejszej wagi ciężkiej. Póki co 1:0 dla Haye'a...