JUBILEUSZOWY HOPKINS
Miesiąc przed swoimi 45. urodzinami Bernard Hopkins (50-5-1, 32 KO) zanotował okrągłe, 50. zwycięstwo. Tym razem wyższość "Kata" musiał uznać Enrique Ornelas (29-6, 19 KO).
Hopkins zaczął trochę ospale i w pierwszych czterech rundach poza bajeczną obroną nie pokazał nic wielkiego. W piątej trafił w końcu mocno prawym sierpowym, ale Meksykanin przyjął ten cios bez zmrużenia oka. Bernard w szóstym starciu wstrząsnął trochę rywalem kombinacją prawy prosty-lewy sierp i od tego momentu Ornelas jakby z większym respektem podchodził do uderzeń wielkiego przeciwnika, a co za tym idzie, coraz mniej atakował.
W dziewiątej odsłonie podczas jednego z nielicznych szturmów Ornelasa Hopkins fantastycznie skontrował prawym podbródkowym, po którym Meksykanin szybko ratował się klinczem. "Kat" podkręcił tempo w ostatniej rundzie, kilkakrotnie trafił czysto, jednak nie zdążył zrobić większej krzywdy dużo gorszemu boksersko, acz bardzo ambitnemu Ornelasowi. Po ostatnim gongu sędziowie jednogłośnie opowiedzieli się za najdłużej panującym w historii mistrzem wagi średniej, punktując 118:110, 119:109 i 120:109.
Bernard pokazał się z dobrej strony, jak zwykle zachwycał swoją defensywą, ale chyba po raz pierwszy widać było u niego upływający czas. W końcu metryczka nie kłamie i choć Bernarda stać jeszcze na boks w wielkim wydaniu, to jednak zaprezentował się znacznie gorzej niż czternaście miesięcy temu, kiedy łatwo wygrał z dużo trudniejszym rywalem, jakim był wówczas Kelly Pavlik.
czas na emeryture bo mecza mnie te wszystkie dziadki co nie potrafia sie zestarzec i tylko blokuja miejsce w tv dla mlodych ambitnych
Jeden młody wilk już zawalczył z Hopkinsem i dostał mocno po buzi