POLSKA - NIEMCY, 8 LISTOPADA 1931
Wczoraj minęło dokładnie 78 lat od międzypaństwowego meczu reprezentacji Polski i Niemiec. Prezentujemy zapis tamtych wydarzeń- opracowanie Krzysztofa Kraśnickiego, będące fragmentem trzeciej już części unikalnego wydawnictwa "Kroniki polskiego boksu", która ukaże się w listopadzie br. W trzeciej części "Kronik..." opisane zostały dzieje polskiego pieściarstwa w okresie 1929 - 1932.
W niedzielę 8 listopada w Poznaniu polska reprezentacja stanie do walki ze światową potęgą, Niemcami. Kruszymy kopie z tym najniebezpieczniejszym przeciwnikiem już po raz trzeci. W dniu 1 lutego 1929 we Wrocławiu, gdy polskie pięściarstwo nie miało jeszcze w świecie marki, przegraliśmy z Niemcami w stosunku 6:10. W rok później 6 stycznia Niemcy bacznie przyglądający się naszym postępom, przysłali do Katowic drużynę silną, acz nie najsilniejszą. Mimo to przewidywali miażdżącą przewagę, a odnieśli... najmniejsze z możliwych zwycięstwo 10:6. Wspaniałe sukcesy Moczki, Górnego, Arskiego, świetna postawa Stępniaka, Wochnika i Wieczorka zapewniły nam wynik bardziej niż zaszczytny.
Od tamtego czasu polskiemu pięściarstwu dane było zaznać wielu sukcesów i sławy. Nasze imię potężniało i zdobywało rozgłos, sława zwycięstw niosła je głośnym echem po świecie i gdy zaczęła zbliżać się godzina rewanżu chcieliśmy śmiało sięgnąć już nie po zaszczytny wynik, a po zwycięstwo.
Niemcy uprzedziły nasze zamiary, a raczej chciały je uprzedzić. W ostatniej bowiem chwili ich reprezentacja, która miała być stuprocentowym wykładnikiem poziomu siły została osłabiona. Z jej szeregów ubuli: Puttkamer, Ziglarski, Kurth, Schiller i Ramek. Czerpiąc w swych nieprzebranych zasobach Niemcy zdołali uzupełnić luki- w niektórych wypadkach bez śladu, w innych nie tak szczęśliwie. Toteż drużyna, która wystąpi przeciw nam w Poznaniu, choć jest najlepszą, na jaką stać dziś Niemcy, nie jest zespołem nie do pokonania, mimo, iż jest ciągle potęgą.
Reprezentacja Niemiec, od lewej: Ball, Pierentz, Marten, Berensmeier, Lang, Renner, Polter.
Czy stajemy do walki z Niemcami w pełni sił, nie zaniedbawszy żadnego atutu? Raczej nie, choć mieliśmy do tego czas i środki. Przede wszystkim termin spotkania nie jest dla nas najlepszy. Sezon trwa u nas zaledwie sześć tygodni. Forma większości pięściarzy nie jest jeszcze skrystalizowana, musimy operować starymi nazwiskami, choć może nowe świecą już blaskiem jaśniejszym, ale za mało było poważnych spotkań, by je wydobyć na światło dzienne i sprawdzić w ogniu walki.
W polskim zespole tylko cztery nazwiska nie budzą wątpliwości: Kazimierski, Rudzki, Arski i Majchrzycki. Spośród nich w pełni sił jest tylko Kazimierski. Rudzki nie jest jeszcze w formie; w meczu Śląsk- Warszawa był za wolny, za prymitywny, nie umiał dać sobie rady z Gossem. Arski ma nadwyrężoną rękę, jeszcze po meczu Warta-Polonia. Ślady kontuzji minęły, ale czy w ciężkiej walce nie wyjdzie na jaw? Majchrzycki był jeszcze do niedawna chory, powrócił do zdrowia, ale choroba nie pozostała bez wpływu na jego formę.
Nieco pochopnie natomiast, bez poddania surowszemu egzaminowi, wstawiono do reprezentacji Forlańskiego, Seweryniaka i Wockę. Wbrew rezultatom tego egzaminu- Wiśniewskiego. Forlański, który ma problemy z wagą, powinien po strenowaniu zbędnych kilogramów zmierzyć swe siły z Cyranem lub Gossem. O Seweryniaku słyszało się niewiele i zapewne decyzja o jego wystawieniu zapadła wskutek zaufania do jego rutyny, zaciętości i ambicji. Zapewne nie sprawi mu trudności start w wadze lekkiej, choć walczył już i w półśredniej. Wstawienie Wocki, zwłaszcza wobec zmiany składu reprezentacji Niemiec, może okazać się pomysłem nieszczęśliwym. Być może przeciw Polterowi tylko brutalna siła ślązaka może sprostać.
O sprawie Mizerski*- Wiśniewski napisano już wiele. Warto tylko powtórzyć, że wystawienie Wiśniewskiego jest przeciwne aktualnemu układowi sił obu pięściarzy, ponadto Mizerski ma zawsze większe możliwości zwycięstwa, choćby dlatego, że ostatnio znów się poprawił i rozporządza ciosem zdolnym powalić olbrzymów.
Największe szanse na zwycięstwo ma Kazimierski, który zdaniem trenera Czirsona, który zna dobrze oba obozy, musi wygrać. Pomyślnie zapowiada się występ Arskiego i Forlańskiego ( wskutek braku Ziglarskiego). Ciężkie, ale nie beznadziejne zadanie czeka Majchrzyckiego; zupełną niewiadomą jest mecz Rudzki- Jakubowski. Przewaga Niemców powinna być w spotkaniu Seweryniak- Donner, Wiśniewski- Lang i Wocka- Polter.
W żadnej jednak walce nie będzie rażącej nierówności sił. Toteż jeśli rzucimy na szalę wszystkie umiejętności, ambicje i wolę zwycięstwa, jeśli w publiczności znajdziemy kulturalnego i pomnego zasady gościnności, ale gorącego sprzymierzeńca, nie powinniśmy z poznańskiego meczu wyjść bez sukcesu.
Polacy, od lewej: Kazimierski, Forlański, Rudzki, Seweryniak, kapitan PZB Sadłowski, Arski, Majchrzycki, Wiśniewski, Wocka i II trener – Kwiatkowski z Łodzi.
W ogniu walk
Okolice i teren Targów Poznańskich przedstawiały w niedzielę wieczorem szczególny widok; ożywiony ruch, potok kibiców, samochody, światła, podniecone głosy.
Nic dziwnego mecz Polska- Niemcy- i to w Poznaniu...
Około godz. 20. przed halą zbity tłum; to amatorzy boksu, którzy nie dostali już biletów- galeria, która meczu nie zobaczy, lecz nie ruszy się z miejsca, trwać tu będzie do końca oczekując końcowego wyniku. Hala wypełniona po brzegi, zajęte wszystkie 6000 miejsc, wzorowy porządek.
Na ringu pojawia się sędzia Fischer z Kopenhagi, za stolikami zasiadają sędziowie punktowi: Mandlar (Niemcy) i Kościelski (Polska).
Wchodzą i sami zawodnicy wagi muszej: Kazimierski i Ball. Niemiec, wyższy i silniejszy fizycznie, obiera specyficzną taktykę: zwarty w sobie czeka i co pewien czas zasypuje rywala seriami ciosów, których niebezpieczeństwo polega na tym, że są mocne, a słabość, że niecelne i bite na oślep. Inicjatywę ma jednak Kazimierski, który góruje rozmaitością ataków, powstrzymuje ofensywę przeciwnika, wyprowadza z równowagi unikami i ripostuje; walczy bardziej celowo. Gdy Ball jest w opresji, Kazimierski nie pozwala mu dojść do siebie. Zapędzony w róg rywal otrzymuje dotkliwą lekcję. W pierwszej rundzie, w jednej z takich sytuacji Kazimierski powala przeciwnika prawym sierpowym na ziemię, do 4. W drugiej soczysty cios również na dłuższą chwilę odbiera Niemcowi ochotę od swoich wypadów. Nie ulega wątpliwości, że Kazimierski jest bokserem lepszym. Toteż jego przewaga na punkty jest nieustająca i zwycięstwo w pełni zasłużone. Polska prowadzi 2:0.
Waga kogucia: Pferenz- Forlański. Niemiec po krótkiej obserwacji szkicuje plan batalii; widząc świetną pracę nóg Forlańskiego, który tańczy jak baletnica, zadaje doskonałe proste, słowem pokazuje wielką klasę w walce na dystans, Niemiec dąży wszelkimi siłami do zwarcia. Robi to świetnie, z wielką rutyną.
Po wyraźnej przewadze Polaka w pierwszej rundzie, druga jest raczej wyrównana. Serie Polaka są może za wolne, po każdym ciosie następuje chwila namysłu. Dopiero w trzeciej Forlański znajduje sposób na powstrzymanie kłopotliwego naporu rywala. Krótki, szybki uppercut przebija często zwartą wysoko gardę Niemca i zapewnia Polakowi przewagę. Prowadzimy 4:0.
Waga piórkowa: Marten- Rudzki. Polak rzuca się z żywiołową furią do ataku. Na Niemca spada grad ciosów, ale niestety, najczęściej na zasłonę. Riposty Martena są lepsze technicznie, lepsza jest jego cała praca w ringu. Wiele podwójnych krótkich celnie trafia Polaka. Jednakże ambicja i zaciętość Rudzkiego zaczyna przynosić owoce. W nieustającej ofensywie siły Niemca topnieją jak wosk. Już pod koniec pierwszej rundy chwieje się mocno na nogach. W drugiej próbuje się jeszcze bronić, ale rezultatem jest masakra w narożniku i nokdaun Martena. Wówczas błyskawicznie zmienia plan walki; skoro „polska maszyna” pracuje tak niezmordowanie i nieustępliwie, jedyną szansą dla Niemca może być nokaut. Próbuje więc Marten od czasu do czasu z całych sił, na oślep atakować, potem chwila zwarcia i znów atak. Ale nie jest to sposób na Rudzkiego. Niewzruszony w swe niszczycielskiej robocie Polak systematycznie nadwyręża siły Niemca. W drugiej rundzie rywal nie ma już siły odpowiadać, a w trzeciej nokaut wisi w powietrzu, ale na to brak już sił i Rudzkiemu. Niemiec jest za dobrym bokserem, by dać się rzucić na deski. Stan meczu 6:0.
Waga lekka: Messeberg- Seweryniak. Dwóch bokserów o podobnym stylu, pracy nieefektownej, ale nadzwyczaj skutecznej. Dużo walki w zwarciu przerywanej przez sędziego. Messeberg jest nieco szybszy od Seweryniaka, lepszy technicznie, lepiej punktuje i wchodzi w zwarcia. Seweryniak jest natomiast bardziej żywiołowy i zacięty, wprowadza w monotonię walki ożywienie seryjnymi atakami. O zwycięstwie decyduje trzecia runda, w której Messeberg atakuje serią błyskawiczną, nieoczekiwaną i bardzo dotkliwą. Niemiec akcentuje teraz swoją przewagę, jego wygrana jest nieznaczna, ale w pełni zasłużona. Stan meczu 6:2.
Waga półśrednia: Berensmeyer- Arski. Walka zapowiada się początkowo niemrawo. Przeciwnicy badają się, krążą wokół siebie z respektem. Z inicjatywą wychodzi Arski, ale trafia na gardę. Jeszcze parę razy atakuje, nie może jednak przebić zasłony przeciwnika. W drugiej rundzie jest już inaczej. Ataki Arskiego coraz rzadziej mijają cel, a słabe inicjatywy Niemca likwidowane są w zarodku ciosami prostymi. Niemiec pochylony, z wysoko podniesionymi rękami, widać, że chce się tylko bronić. W trzecim starciu zdobywa optyczną przewagę, podejmuje inicjatywę; prze na Polaka, ale ten okazuje się również mistrzem defensywy. Umiejętnie skrywa zmęczenie, odpoczywa w klinczach i nie traci zdobytego terenu. Stan meczu 8:2. Przegrać już nie możemy.
Waga średnia: Lang- Majchrzycki. Walczący zwykle w kategorii półciężkiej Niemiec robi dobre wrażenie. Szybki, o silnym i szybkim ciosie, atakuje bez przerwy. Majchrzycki świetnie broni się unikami, pracą nóg, ale rywal zwiększa tempo, coraz częściej jego krótkie ciosy sięgają szczęki Polaka. Defensywa Majchrzyckiego jest przełamywana, bezradność maluje się na jego twarzy. W trzeciej Lang ciągle napiera, Majchrzycki jest zupełnie bezradny. Dopiero pod koniec, gdy Lang jest zmęczony, Polak staje się rywalem równorzędnym. Zwycięstwo Niemca zasłużone. 8:4.
Waga półciężka: Rennen- Wiśniewski. Polak atakuje, oszałamia przeciwnika, atakuje prostymi, sierpowymi, dąży do zwarcia. Niemiec jest skonsternowany, ale z czasem coraz częściej dochodzi do głosu, jego krótkie ciosy niemal zawsze trafiają celu, natomiast riposty Wiśniewskiego natrafiają na zasłonę. W trzeciej rundzie sytuacja jest jeszcze bardziej przejrzysta. Wiśniewski ciągle prze naprzód, zasypuje Niemca gradem niecelnych ciosów. Rennen odpowiada rzadko, ale skutecznie, jego zwycięstwo zasłużone. Widownia przyjmuje werdykt 15. minutowymi krzykami, zapominając, że sam zamiar zadania ciosu punktów w boksie nie daje. Stan 8:6.
Waga ciężka: Polter- Wocka. Pięściarze wchodzą na ring wśród niemilknącego tumultu. Śląski olbrzym nic się nie zmienił. Jest silny, prze na rywala nie przejmując się otrzymywanymi ciosami. Boks zamienia wprawdzie w zapasy, ale nie każdy umie dać sobie z nim radę. Niemiec nie umiał. Jeszcze w pierwszej rundzie od czasu do czasu zdobywał się na krótki, celny cios, w drugiej jednak fizyczna przewaga ślązaka nadwyrężyła znacznie jego siły. W trzeciej Wocka zupełnie panuje nad sytuacją. Jego zwycięstwo pieczętuje triumf Polski 10:6.
Krajobraz po bitwie
Marzeniem Niemców była walka z bliska. Niektórzy robili to klasycznie, inni jak zastraszone dzieci. Taki Pierentz w pewnym momencie zasłaniał sobie twarz rękami, kurczył się i rzucał na oślep w objęcia Forlanskiego. Dopiero w trzeciej rundzie uppercuty Polaka przekonały go o ryzykanctwie takich metod.Forlański przechodził parę okresów; gdy nie udało mu się olśnić przeciwnika techniką, próbował siły ciosów, jednak jego serie wyglądały jak film w zwolnionym tempie. Potem przez całe starcie głowił się nad powstrzymaniem Niemca od walki w zwarciu, by wreszcie w trzeciej rundzie przejąć inicjatywę.
Kazimierski zaimponował swą niezwykłą agresywnością i szybkością reakcji. Nieprzyzwyczajony do rywala o tak długiej i silnej serii jak Ball, zaczajonego nadto w swej gardzie i czekającego na chwilę dogodną do skoku, był wyraźnie speszony, zwłaszcza, gdy ostatnie ciosy serii zaczęły trafiać. W pewnym momencie, gdy berlińczyk żywiołowo zaatakował, ujrzałem szeroko otwarte z przestrachu oczy Polaka, pomyślałem: to koniec i odwróciłem głowę. Za chwilę jednak Ball był już masakrowany w przeciwnym rogu i po sekundzie leżał na ziemi. Owa szybkość reakcji, umiejętność odwracania sytuacji rozpaczliwych dla siebie na groźne dla przeciwnika, były głównym atutem Polaka; poza tym Kazimierski miał stale inicjatywę, no i olśniewał ogromną skalą ataku.
O tempie i zaciekłości Rudzkiego rozbiły się wszelkie zakusy Martena. Próbował techniką- nie dało się, próbował nokautu- na próżno. A grad krótkich, złośliwych ciosów sypał się na biednego berlińczyka, nie pozwalał mu odetchnąć, odpocząć w klinczu. Walczyć z Rudzkim nie należy do przyjemności. Trzy rundy z nim równają się sześciu z każdym innym przeciwnikiem. Praworęcznym bokserem był Berensmeier, jego garda była tak krótka, że trudno to było zauważyć.
Najbardziej podobnym do Niemców był Seweryniak. Zawsze zresztą określano go, jako boksera solidnego, pracującego systematycznie i skutecznie, choć bez polotu. Jego walka z Messeburgiem nie miała też porywających improwizacji, jak poprzednie i późniejsze. Była to walka pozycyjna o każdy punkt; głównie w zwarciu, rzadziej na dystans. Niemiec był o cień lepszy technicznie, o cień gorszy w „morale”. Jeżeli zwyciężył to o ułamek punktu.
Całą skalą talentu i rutyny olśnił Arski. Zademonstrował wysokiej klasy ciosy i świetnie wypracowanie sytuacji nokautowych oraz wspaniałe uniki i wreszcie rozumną, przytomną defensywę. Toteż zbierał punkty zawsze: i w obronie i w ataku, jak bokser najwyższej klasy. Gdyby jego garda była lepsza, wygrałby bardziej zdecydowanie. No i ta kondycja, która zawodzi pod koniec walki.
Jak tur rzucił się na przeciwnika Wiśniewski, który szybko przyparł go do muru. Niestety, nie na długo. Przyszły zwarcia, w których Rennen świetnie unieruchomił Polaka, zostawiając sobie swobodę ataku, przyszły krótkie uppercuty, swingi. Wiśniewski dalej walczył jak tur, ale jak tur zraniony. Jakby z rozpaczą i determinacją.
Poznańska publiczność zdała egzamin na piątkę z plusem. Ten, kto zna nastroje antyniemieckie Poznania, ze zdumieniem widział, jak spokojnie słuchano dźwięków znienawidzonego „Deutschland, Deutschland uber alles” Owe krótkie chwile napięły jednak nerwy widzów, a zwłaszcza organizatorów do ostatnich granic. Tym większy huragan braw witał nasz hymn narodowy.
Po meczu w obozie Niemców zapanowała konsternacja. Specjalny korespondent B.Z. am Mittag sączył przez 15 minut przez telefon z Poznania do Berlina swe żale. Mandler znowu inaczej naświetlał przegraną. Gdyby zbilansować wszystkie głosy prasy, okazałoby się, że Polska mogła wygrać 16:0 i Niemcy... też 16:0. Bałagan w ocenie walk był zastraszający: Arski był albo zdecydowanie lepszy, albo zdecydowanie gorszy. To Balla skrzywdził sędzia, to znów Niemiec był do niczego. Wocka był albo polskim Carnerą, albo bezwładną masą ciała. Przegraną z Polską uznają Niemcy za żałobę narodową. Niektóre dzienniki oskarżają związek, że w ostatniej chwili nie odwołał meczu, skoro nie był pewny wygranej. A jednak przez ów żal i gorycz porażki przebijały się i wątłe oznaki obiektywizmu, takie słowa, jak: „Polscy bokserzy są dobrzy”, „Nie chcemy umniejszać sukcesu młodego pięściarstwa polskiego” najlepszym tego dowodem.
W Katowicach w styczniu ubiegłego roku przegraliśmy z Niemcami 6:10. Wynik był zaszczytny, ale aż w czterech walkach Niemcy mieli miażdżącą przewagę. Przy tym nie kryli wówczas, że bez trudu mogli przysłać drużynę silniejszą. W Poznaniu zwyciężyliśmy 10:6, we wszystkich spotkaniach byliśmy zupełnie równorzędnymi przeciwnikami. A reprezentacja Niemiec była o klasę lepsza niż w Katowicach. Oto wymowne zestawienie dla naszego postępu.
P.S. nr 89/90/1931 r.
* Piotr „Klimek” Mizerski utalentowany pięściarz wagi półciężkiej okresu międzywojennego to ojciec Macieja Mizerskiego, byłego selekcjonera i koordynatora reprezentacji Kanady, przedstawiciela władz kanadyjskiego boksu, obecnie korespondenta bokser.org.
Krzysztof Kraśnicki, eboks.net.pl