STARY DOBRY RUIZ...
Utarło się, że John Ruiz (44-8-1, 30 KO) to jeden z najnudniejszych bokserów w historii, co jest trochę zakłamaniem. "Milczek" do czasu trzeciej potyczki z Evanderem Holyfieldem prezentował zawsze bardzo efektowny boks, oparty na ciągłym ataku oraz lewym sierpowym popartym prawym podbródkowym. Wszystko zmieniła trzecia walka z "Holym" - niestety na gorsze...
Dlatego pomimo iż John dwukrotnie zdobywał tytuł wszechwag, do dziś nie zyskał należytego mu szacunku. Pierwszy i jedyny dotąd latynoamerykański mistrz świata w najcięższej kategorii postanowił coś z tym zrobić i zapowiedział powrót do korzenii. Wszystko to wyszło na dobre kibicom, którzy obejrzeli Ruiza szybkiego, dynamicznego i bardzo agresywnego. Na głowie Adnana Serina (19-11-1, 7 KO) co chwilę lądował lewy prosty i to ambitny Turek musiał klinczować. Pięściarz z Portoryko znalazł także na to broń w postaci prawego podbródkowego, a sytuacja Serina pogarszała się z minuty na minutę. Koniec nastąpił w siódmej rundzie, kiedy Ruiz serią kilku prawych sierpowych doprowadził rywala do pierwszego liczenia, a zaraz potem po kilku kolejnych ciosach narożnik Turka rzucił ręcznik na znak poddania.
Teraz "Milczek" czeka na zwycięzce potyczki Valuev vs Haye, z którym federacja WBA zagwarantowała mu następny pojedynek.