LEGENDY RINGU: PIĘŚĆ I MÓZG
Wiktor Junosza, Stadion- 1924: fragment książki "Legendy Ringu- Kronika Polskiego Boksu, część I".
W żadnej dziedzinie sportu praca mięśni nie wystarcza sama do osiągnięcia poważniejszych rezultatów. Zawsze, obok wysiłku fizycznego wymaganym jest pewien wysiłek umysłowy; jak podczas treningu, opartego na dokładnej znajomości organizmu i ściśle dostosowanego do okoliczności, tak podczas zawodów samych- wobec konieczności umiejętnego rozłożenia sił, zastosowania odpowiedniej taktyki. Intelekt pozwala nieraz przy pośledniejszych warunkach fizycznych, wobec ich lepszego zużytkowania, pokonać przeciwników, szczodrzej wyposażonych przez naturę. Przykładów wiele zna, w swojej specjalności, każdy sportowiec; najwięcej jednak może- pięściarz.
Boks jest sportem nader intensywnym. Każdy ruch niepotrzebny, każdy atak chybiony, wydatek energii przybliża wyczerpanie, przybliża klęskę. A przeciwnik, schowany za ruchomymi tarczami swych rękawic, nie jest celem łatwym do trafienia.
Z drugiej jednak strony pięść, gdy się nią umieć posługiwać, stanowi broń straszliwą; chwila nieuwagi, jedno błędne posunięcie, jedno ustępstwo nerwom- i suchy sierp przynosi rozstrzygnięcie.Dlatego taktyka odgrywa w boksie rolę przodującą, ważną ponad inne czynniki. Tylko ta właściwość pozwoliła pięściarstwu pozyskać względy kół inteligentnych.
Wtajemniczony podczas meczu widzi walkę podwójną; widzi zmaganie się dwóch ciał atletycznych, a za nim niemniej zażarty, niemniej porywający pojedynek dwóch mózgów, badających metodycznie i planowo "achillesowej pięty", a potem, gdy wszystkie niewiadome zastąpione zostały przez ściśle określone wartości- wypisujących rozwiązanie zadania za pomocą directów i swingów.
Przyjrzyjmy się bliżej tym psychologicznym kulisom ringu. Zobaczmy jak się buduje mecz bokserski.
Zastrzegam z góry, że nie myślę i nie mogę dać żadnej recepty niezawodnej, lekarstwa na wszelkie możliwe wypadki. Nie nauczę taktyki, jak nie nauczy jej zresztą żadna książka. Albowiem taktyka, to znaczy: spostrzegawczość, umiejętność planowej obserwacji, umiejętność wydzielania rzeczy istotnych i ułożenia ich w system, wyprowadzenia wniosków, ustalenia, na ich podstawie myśli przewodniej własnej akcji, obrania najlepiej odpowiadającej danej koncepcji, formy zrealizowania, szybkiego i zdecydowanego wykonania.
Powiększenie tych zdolności analitycznych i systematycznych oznaczałoby udoskonalenie całego układu psychicznego, powiększenie wartości tkanki mózgowej. Jest to oczywiście możliwym tylko przez systematyczne zmuszanie tej tkanki do wytężonej działalności...
Celem moim jest tylko, wskazanie, za pomocą luźnych uwag i przykladów, kierunku i metody pracy, rozstawienie na drodze myśli tablic orientacyjnych.
Wielkie gwiazdy, spotkania, które są umawiane na miesiące naprzód, lwią część tej pracy wykonują jeszcze przd meczem. Przyjmując pod uwagę zaczerpnięte z flmów, fotografii, recenzji i realizacji swoich wywiadowców, dane o fizycznych i moralnych właściwościach przeciwnika, razem ze swoim sztabem ustalają długo naprzód szczegółowy plan kampanii, dostosowując do niego i cały swój trening.
Na ringu sprawdzają tylko swoje obliczenia, wprowadzając, w razie potrzeby, odpowiednie poprawki- chyba, że nieprzewidziany ewenement, gwałtowna zmiana dekoracji, przekreśli wszystko i każe improwizować.
Inaczej się rzecz ma, gdy przeciwnicy nic, lub prawie nic o sobie nie wiedzą, wchodząc między sznury. Jest to reguła u amatorów, więc ten wypadek tylko przyjmę pod uwagę.
Wchodząc do szatni, bokser może nic nie wiedzieć o swym przeciwniku; powinien natomiast wiedzieć wszystko o samym sobie. Rzecz dosyć trudna: być szczerym z sobą samym jest rzadką zaletą, wielką sztuką; zazwyczaj wiemy tylko, czym byśmy chcieli być i za co byśmy się chętnie uważali. Przeważnie oceniamy siebie zbyt wysoko, rzadziej- zbyt nisko, prawie nigdy- odpowiednio do rzeczywistości.
Muszę bezwarunkowo z matematyczną dokładnością wiedzieć nie tylko, jakimi bokserskimi zaletami i wadami odznaczam się w ogóle, ale co moralnie i fizycznie przedstawiam właśnie dzisiaj. Bo zależnie od rodzaju i stopnia treningu, od tysiąca okoliczności najrozmaitszych, od ilości godzin snu, menu śniadania, temperatury i pogody, od treści przeczytanego właśnie dziennika- wszystko uległo minimalnym w szczególności, lecz wcale pokaźnym w sumie zmianom.
W szatni spotkam swego rywala. I mogę nie tylko zaraz rozpocząć badanie, ale i rozpocząć mecz, część jego najciekawszą- walkę psychologiczną.
Budowa, wzrost, typ muskulatury dostarczą mi zasadniczych informacji o tym, z kim mam się zmierzyć. Krótkie nogi pod ciężkim tułowiem- brak ruchliwości; wspaniałe sękate bicepsy- brak szybkości, a zatem i skuteczności ciosu. Krótkie ręce- trzymać się z dala, długie- szukać walki w zwarciu, patrzy wyzywająco- nadrabia miną. Unika wzroku- chce ukryć niepokój. Spojrzenie otwarte i śmiałe- odważny i pewny siebie.
Całe zachowanie się, intonacja głosu, najdrobniejsze ruchy i odruchy dają materiał cenny nad wyraz, pozwalający skonstruować portret duchowy.
Dlatego niezbędnym jest, bez przesady wydającej zdenerwowanie i trwogę, wykorzystanie każdej sposobności obserwowania przyszłego przeciwnika.
I wykorzystanie każdej sposobności zdemoralizownia go swoim własnym postępowaniem, zatrucia go gryzącym jadem niepokoju.
Nie tylko brutalny swing może wywołać knock- out. Znokautować może także ledwo dostrzegalny uśmiech, przez zęby wycedzone słowo, niechcący rzucone spojrzenie. Wiele wielkich spotkań wygrał Carpentier, jeszcze zanim się znalazł między sznurami! Pisano nawet o hipnozie, tak bezapelacyjnym było unicestwienie przeciwnika przez podanie ręki, przez ukłon oddany publiczności.
Jeśli mistrz Imperium Brytyjskiego, Wells, wytrwał przed nim jedną zaledwie minutę- to nie dlatego by był słabszym ciałem. Wytrącony z równowagi ironicznym odezwaniem się jednego z sekundantów mistrza francuskiego, zatracił zupełnie panowanie nad nerwami podczas tych przydługich minut, jakie świadomie i w tym właśnie celu Wielki Georges kazał mu na się czekać już na ringu, by, ukazawszy się nareszcie, znaleźć przed sobą już tylko blady cień championa angielskiego.
Rękawice włożone. Pierwsze starcie. Teraz niezbędne maksimum uwagi, potrzebna cała jasność myśli. Czy od razu zdecydowanie atakować, czy trzymać się rozważnej defensywy, czy badać w dalszym ciągu?
Pierwsze, gdy partner zdradza brak zaufania w swoje sił; natarcie gwałtowne ułatwi mu zaakceptowanie swej niższości i skłoni- często bez powodu poważnego- do ograniczenia swych ambicji; zamiast o zwycięstwie, będzie marzył o przegranej honorowej; tym samym stanie się niezdolnym do wygrania.
Drugie- gdy fizycznie silniejszemu, gorącemu vis-a- vis nie chcę przeszkadzać tracić energię w wysiłkach, nie przynoszących przewag im współmiernych, gdy chcę przeczekać burzę i otworzyć karty wtedy tylko, kiedy przeciwnik już roztrwoni swe atuty...
Trzecie- zawsze i wszędzie i bez wypoczynku. Każdy unik, każda flinta, każdy cios zadany, otrzymany czy przejety mówi coś nowego, pozwala ocenić i porównać. Metodycznie mierząc szybkość, siłę i wytrwałość przeciwnika, szukając słabych miejsc w jego obronie, luk technicznych, wypróbowując różne odpowiedzi na ataki jego, powoli zdaję sobie sprawę z tego, jak uniemożliwić jemu wykorzystanie przewag, jak ułatwić sobie wykorzystanie wad. Gdy gong oznajmi koniec pierwszej rundy, powinienem skreślić znaki zapytania. I bez wahania, wybrać z pośród wszystkich tę właściwą drogę, która najpewniej doprowadzi mnie do celu- do zwycięstwa.
Podkreślam raz jeszcze, że operuję luźnemi przykładami, a nie niezawodnymi receptami.
Jedna z największych zalet boksu polega na tym, że każdy mecz stanowi coś zupełnie odrębnego, posiadającego swoje cechy charakterystyczne, czysto indywidualne, że jest dramatem, którego na żadnej scenie nigdy nie powtórzą. Toteż i taktyka obu walczących za każdym razem inną być powinna.
Tem niemniej, upraszczając i schematyzując, można odróżnić kilka typów, odpowiadających specyficznym właściwościom tego lub innego boksera.
Mamy więc typ "punkciarza" szybki i zwinny, doskonały technicznie, zazwyczaj mało odporny i mało skuteczny. Będzie tańczył naokoło przeciwnika, drażnił go nie znającą wypoczynku "lewą", szukając bez przerwy jakiejś luki, by, nie przyczyniając zresztą większej szkody, zdobyć jednak punkt, unikiem, odskokiem, nieraz zdecydowaną rejteradą pozbawi antagonistę satysfakcji rewanżu, i do końca nieuchwytny, nie przejmujący się bezradnym gniewem swej ofiary, jak torrero igrający z bykiem będzie kolekcjonował punkty. I zejdzie z ringu zwycięzcą słusznym, po meczu, w którym zdawał się unikać ciągle walki i na każdym kroku ustępować.
Krępy, przysadzisty, muskularny, waściciel zabójczego "punch’u" inaczej się zachowuje. Zaprasza przeciwnika do ataku, odkrywa się świadomie, dobrowolnie naraża na ciosy, często nawet nie broni. Ale co chwila prawą opisuje łuk, przeszywa nią powietrze, dziesięć, dwadzieścia razy trafia w ramię, w rękawicę, w próżnię; to go nie zraża. Zakrwawiony od licznie otrzymanych ciosów, nie zwraca uwagi na niekorzystny dlań stosunek punktów.
Starając się uwięzić przeciwnika w narożniku, jeszcze dziesięć, jeszcze dwadzieścia razy puszcza w ruch swoją kosę; znowu ramię, znowu rękawica, znowu próżnia. Nareszcie suchy trzask- niebacznie podwinęła się szczęka i za chwilę ogłaszają rezultat: "nokautem w trzecim starciu..."
Inny znowu wchodzi na ring. Więcej ma bagażu mięśniowego od "szermierza" jest jednak lżejszym i ruchliwszym od specjalisty nokautu. Nie przebrzmiał jeszcze dźwięk gongu, gdy jest już tuż przy przeciwniku i nie dając mu przyjść do głosu, nie udzielając chwili wypoczynku, za lewą posyłając prawą, po prawej znów go niepokojąc lewą, odskakując po to tylko, by z nowym rozpędem rzucić się na swoje vis-a-vis, przez cale trzy minuty atakuje, atakuje, atakuje.
W drugim starciu to samo. Przeciwnik broni się mężnie: Paruje, unika, oddaje cios za cios, odpowiada pięknym za nadobne. Jednak powoli czerwieni się coraz bardziej skóra, krople potu toczą się coraz obficiej, ręce, nogi tracą sprężystość, zaczynają się opóźniać. A tamten wciąż w półdystansie albo w zwarciu, dalej z pochyloną głową młóci, młóci; tylko pierś się coraz szybciej wzdyma. Ciosy coraz częściej dochodzą do mety; nareszcie, odpychając, szukającego ratunku, w klinczu, wyczerpanego, zdemolowanego przeciwnika, kilku, z całego rozmachu zadanymi, sierpami dokończa dzieła. To był fighter.
Każdy z tych trzech posiada swoje zalety, lecz nie jest wolnym od grzechów. Anihilować pierwsze, zadać pokutę za drugie potrafi dobry taktyk i często wygrywa mecz, przegrany z góry.
Może jednak trafić na boksera kompletnego, zdolnego do przyjęcia z każdym walki jego własną bronią, do rozmówienia się w każdym języku; takiego, co potrafi dostosować momentalnie swą gardę i cały swój styl do danego wypadku, który potrafi być ciągle innym... Jednym słowem, natrafić na takiego jak on, taktyka. Bo być taktykiem w praktyce, umieć wprowadzać w czyn swoje koncepcje może tylko pięściarz wszechstronnie kompletny. Kiedy się dwóch takich zejdzie, wtedy pięściarstwo staje się dziełem sztuki.
Gdym powiedział, że nie znam gotowej recepty, że nie znam formułki magicznej; pozwalającej wygrać zawsze- nie powiedziałem prawdy.
Otóż
- przed każdym meczem i przed każdym nowym starciem powtrzyć sobie siedem razy:
"Przeciwnik mój jest groźny, lecz jestem lepszy od niego. Przygotowałem się sumiennie. Jeśli natężę wszystkie- ale wszystkie- siły umysłowe, moralne i fizyczne, mimo najzaciętszego oporu powinienem, muszę wygrać."
Czekam na kolejne świetne artykuły z kategorii "legend boksu".
Pozdrawiam.