Z HISTORII BOKSU: ZALĄŻEK POTĘGI (cz.1)
85. rocznica pierwszej walki polskiego zawodnika na olimpijskim ringu jest doskonałą okazją do tego, aby przypomnieć sobie o tych, którzy przez długie lata byli wizytówką polskiego sportu. Pięściarze, bo o nich mowa, dali Polsce 43 medale IO, 13 medali MŚ ( turniej tej rangi odbywa się od 1974 r.) i 115 medali ME. Mało która dyscyplina sportu w Polsce może pochwalić się takimi osiągnięciami.
Nie jest jednak tajemnicą, że boks, szczególnie amatorski, czyli ten, który przyniósł nam tak wiele sukcesów, przeżywa obecnie głęboki kryzys. Przyczyn takiego obrotu sprawy jest wiele. Drastyczny spadek liczby klubów i trenujących w nich zawodników, którzy aby zarobić na życie decydują się przechodzić na zawodowstwo. Wszystkiemu winien jest oczywiście brak pieniędzy. Nie jest również tajemnicą, że na współczesnym amatorskim ringu, o światowe i europejskie tytuły jest nieco trudniej niż było kiedyś. Przyczyna takiego stanu rzeczy tkwi w politycznych przemianach na świecie na początku lat 90 poprzedniego stulecia, a konkretnie w rozpadzie Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Pięściarze ukraińscy, białoruscy, azerscy, ormiańscy, gruzińscy, uzbeccy, kazachscy i oczywiście rosyjscy to w ostatnich latach ścisła światowa czołówka. Wprowadzenie systemu sędziowania walk na tzw. „,maszynki” również odegrało istotną rolę w degradacji pozycji polskiego pięściarstwa w świecie. Obecnie, liczą się tylko „widoczne” ciosy (sędziowie różnie widzą). To one decydują o wyniku walki. Takie elementy pięściarskiego rzemiosła jak uniki, sposób poruszania się w ringu, uderzenia na korpus, styl prowadzenia pojedynku czy osławiony lewy prosty, zeszły na dalszy plan, a to właśnie na tych elementach bazowała polska szkoła boksu. Ogólne wrażenie, które niegdyś decydowało o losach walk, dziś już się nie liczy. Nie można jednak za nasze niepowodzenia, obarczać tylko i wyłącznie innych. Przez szereg długich lat, Nasi działacze zrobili niewiele dla tego, aby polski boks odzyskał dawny blask, choćby w części.
Blask, o którym mowa wyżej zaczął się kształtować w odrodzonej po przeszło stuletniej niewoli Rzeczypospolitej. Polski Związek Bokserski został założony w 1923 roku a pierwszy poważnym sprawdzianem dla polskiego pięściarstwa były IO w Paryżu w 1924 r. Turniej ten miał być odpowiedzią na pytanie, na czym stoi ta młoda, zyskująca coraz większą popularność, dyscyplina sportu. Rzeczywistość okazała się być dosyć brutalna. Żaden z piątki naszych zawodników nie zdołał wygrać walki na olimpijskim ringu i co więcej każdy z naszych reprezentantów przegrał przed czasem (dwóch przez dyskwalifikację, trzech przez nokaut). Pierwszy Polakiem, który stanął w olimpijskim ringu był zawodnik wagi półśredniej Adam Świtek. Ten pochodzący z Inowrocławia pięściarz, przegrał przed czasem z Amerykaninem Hugh Haggerty’m. Ten sam zawodnik pokonał w drugiej rundzie innego z Polaków – Jana Ertmańskiego (istniała wówczas możliwość wystawienia dwóch zawodników w każdej kategorii wagowej).
Na wyciągnięcie wniosków mieliśmy cztery lata. W międzyczasie nadeszły kolejne niepowodzenia. I i II Mistrzostwa Europy w boksie zakończyły się dla Polaków podobnie jak występ w Paryżu. Nasi zawodnicy stoczyli w Sztokholmie (1925) i Berlinie (1927) łącznie sześć pojedynków i wszystkie z nich przegrali. Pierwsze zwycięstwa na zawodach poważnego kalibru nadeszły rok później. Na IO do Amsterdamu udała się czwórka naszych pięściarzy. Postęp był widoczny, choć Polacy olimpijskiego ringu nie zawojowali. Witold Majchrzycki (pierwszy Polak, który wygrał walkę na IO, pokonał na punkty Węgra Sandora Szobolevsky’ego) i Jan Górny zdołali wygrać po jednym pojedynku. Zwycięstwo tego drugiego było jednoznaczne z awansem do ćwierćfinału turnieju olimpijskiego. Tam, polski zawodnik nie sprostał Belgowi Lucien’owi Biquet i nie awansował do strefy medalowej, lecz zapisał się w kronikach jako pierwszy polski ćwierćfinalista olimpijski i zakończył turniej na piątym miejscu ex aequo z trzema innymi pięściarzami.
Ważnym elementem przygotowań do startu w Amsterdamie był pierwszy w historii polskiej reprezentacji mecz międzypaństwowy. 14 lipca 1928 Polacy pokonali w Poznaniu reprezentację Austrii 10 : 6. Nasi pięściarze walczyli w składzie: Mieczysław Forlański (musza, zwycięstwo), Stefan Glon (kogucia, zwycięstwo), Jan Górny (piórkowa, porażka), Witold Majchrzycki (lekka, zwycięstwo), Jan Arski (półśrednia, porażka), Jerzy Snoppek (średnia, zwycięstwo), Edmund Tomaszewski (ciężka, zwycięstwo).
Pierwszy wymierny sukces polskiego boksu nadszedł w bardzo dobrym momencie, bo na dwa lata przed kolejnymi IO, które w 1932 miały odbyć się w Los Angeles. Na III Mistrzostwach Europy w boksie amatorskim, które w dniach 3 – 8 czerwca odbyły się w Budapeszcie, Nasi zawodnicy zdobyli dwa srebrne pasy (wówczas obowiązywał zwyczaj dekorowania medalistów ME pasami a nie medalami, oba terminy są używane zamiennie). W kategorii muszej na drugim stopniu podium stanął Mieczysław Forlański, który przeszedł do historii polskiego boksu jako pierwszy medalista międzynarodowej imprezy tak wysokiej rangi. Również wspomniany wcześniej Witold Majchrzycki zdołał sięgnąć po srebro, a dokonał tego w wadze półśredniej.
Wszystko wskazywało więc na to, że w Los Angeles, któryś z naszych pięściarzy będzie w stanie „zakręcić” się koło olimpijskiego podium. Niestety, z uwagi na ograniczone środki finansowe, Polski Komitet Olimpijski został zmuszony do bardzo restrykcyjnej selekcji przy doborze kadry na wyjazd do Stanów Zjednoczonych. Wśród sportowców powołanych Igrzyska X Olimpiady zabrakło pięściarzy. Z perspektywy czasu, trudno jest powiedzieć, czy PKOl postąpił słusznie. Fakty są takie, że do Los Angeles wysłano najlepszych, jakimi wówczas dysponował polski sport. Dość powiedzieć, że skromna, 20 – osobowa kadra przywiozła z Kalifornii aż 7 medali. Tylko cztery osoby wróciły z Igrzysk bez olimpijskiego krążka. Trudno więc w takim układzie zaryzykować stwierdzenie, że nasi pięściarze na pewno przywieźliby z USA medal. Polski boks, choć rozwijał się bardzo dynamicznie, nie był jeszcze gotowy na tego typu sukces. Z drugiej jednak strony, najzagorzalsi sympatycy pięściarstwa czuli pewnie smutek, kiedy dowiedzieli się, że najlepszym pięściarzem IO w Los Angeles w kategorii muszej został Węgier Istvan Enkes, który dwa lata wcześniej na wspomnianych ME w Budapeszcie pokonał w finale Mieczysława Forlańskiego.
Jakub Kubielas
CIĄG DALSZY JUŻ WKRÓTCE NA BOKSER.ORG...
Szkoda, że musimy żyć tylko wspomnieniami o sukcesach, zamiast cieszyć się z obecnych, których w zasadzie brak.Przy tych wszystkich zmianach jakie zaszły, problemach, braku pieniędzy to brak medalu olimpijskiego od 1992 roku jest po prostu nieakceptowalny.Wina leży głównie po stronie działaczy, dla których w większości zapewne największym życiowym sukcesem marketingowym było zdobycie w roku 1971 talonu na Fiata 126p.Powtarzanie w kółko tych samych argumentów: (brak środków finansowych,złe szkolenie, wybrakowana kadra, sypiące się kluby ) po pewnym czasie powszednieje i nie robi już większego wrażenia.Te wszystkie usprawiedliwienia, które w domyśle mają być zrzuceniem odpowiedzialności na cały świat, są tak na prawdę publicznym przyznaniem się do słabości i braku kompetencji.
Zresztą nie dotyczy to tylko PZB, bo kryzys ogarnął większość związków sportowych, których członkowie po prostu nie nadążyli, bądź też wcale nie mieli chęci nadążać na galopującym światem.Smutne jest to zwłaszcza w przypadku dyscyplin gdzie kiedyś byliśmy potęgą, a teraz jesteśmy w stanie wysłać na poważną imprezę maksymalnie jednego czy dwóch reprezentantów, których szczytem możliwości jest walka o miejsca 5-8.
W ogóle my Polacy, jesteśmy mistrzami w pieprzeniu doskonałej koniunktury.Absolutnie brak nam umiejętności, aby utrzymać zainteresowanie i popyt na dany sport.Potrafimy jedynie szybko konsumować sukcesy, zamiast inwestować w przyszłość i trwale pracować nad postępem.