MARGARITO WOLI POCZEKAĆ
W związku z "aferą bandażową" Antonio Margrito (37-6, 27 KO) do lutego przyszłego roku ma zawieszoną licencję na występy w USA przez kalifornijską komisję. Według wcześniejszych informacji "Tony" chciał powrócić na ring we wrześniu, w swoim ojczystym Meksyku. Potencjalnym rywalem miał być Carlos Baldomir, ale teraz dwukrotny champion wagi półśredniej zmienił zdanie i woli poczekać do końca kary. Margarito od jakiegoś czasu jest w treningu i przygotowuje się na wrześniowy come-back, jednak tylko pod warunkiem, że zostanie dopuszczony do walki w USA. Jego sztab cały czas prowadzi działania w tym kierunku, lecz mało prawdopodobne by udało się im skrócić karę.
"Nasi prawnicy starają się o przywrócenie mojej licencji. Trenuję od dłuższego czasu, a moja banicja trwa już pół roku. Ja wiem, że jestem niewinny, dlatego też nie chcę walczyć w Meksyku. To tylko mogłoby pogorszyć moją sytuację w USA i dać powody do podejrzeń, więc wolę już trochę dłużej poczekać" - wyjaśnił swoją decyzję Margarito.
Na zdjęciu ostatnie sekundy styczniowego pojedynku Antonio z Shanem Mosley'em. Pytanie brzmi - czy Meksykanin po tak ciężkim laniu będzie jeszcze koedykolwiek tym samym zawodnikiem ?
na rok to mozna za doping bo koles sobie robi krzywde a ten frajer mogl zrobic krzywde komus, na szczescie padlo na Mosleya ktory sytuacje odwrocil
Jeszcze bezczelnie podtrzymuje swoją wersję że jest niewinny.
Zwykły śmieć.
Dożywotnia dyskwalifikacja absolutnie wchodzi w rachubę.
Niech da ona do myślenia innym kombinatorom.
Abstrahując od tego co powyżej, to dość dziwny przypadek.
Ten człowiek w wypadku wygranej z Mosleyem, mógł liczyć się w absolutnej czołówce klasyfikacji P4P. Mógł być wymieniany na równi z Mayweatherem, Pacchiao czy Cotto.
Wniosek: IDIOTYZM.
pie....ny oszust...