DOKĄD ZMIERZA PIĘŚCIARSTWO?
Ostrożnie ale konsekwentnie realizuje swoje wyborcze zobowiązania sprzed trzech lat prezydent AIBA pan Ching- Kuo Wu: wznowił czas pojedynku w najstarszej grupie wiekowej- "elite" (seniorzy)- do 3 rund po 3 minuty, przywrócił możliwość występowania w strojach narodowych; dokonał kilku mniej znaczących, bardziej kosmetycznych niż mających większy wpływ na uatrakcyjnienie amatorskiego pojedynku zmian.
Nie sądzę, aby na poprawę wizerunku boksu w wydaniu olimpijskim wpłynęły innowacje, jak rozstawienie zawodników podczas najbliższych mistrzostw świata czy niejawna punktacja. Ten stan nie zmieni się dopóki nie zostaną zlikwidowane maszynki do liczenia- największe zło pięściarstwa amatorskiego. Urządzenia, które miały sprawić, iż wynik walki będzie sprawiedliwy, dokonały przewrotu ale w negatywnym sensie. Nie dość, że idea okazała się nietrafną- guziki w maszynkach naciskają ci sami, mniej czy bardziej uczciwi sędziowie, to pośrednio sprawiły one, iż pojedynki w wydaniu amatorskim straciły na atrakcyjności. Bardziej przypominają szermierkę niż prawdziwy, heroiczny, pełen emocji ringowy bój; walkę, gdzie dążenie do unicestwienia rywala było przez lata całe clou pojedynku, dawało mocne przeżycia publiczności, ściągało na mecze nieprzebrane tłumy. Dziś bez obawy o zdrowie zawodników- zamiast zwiększać ciężar rękawic- można by je zupełnie wyeliminować; pięściarze, przy obecnym stylu boksowania, z pewnością krzywdy sobie nie zrobią! A na trybunach zasiądą najbliżsi krewni uczestników zawodów. I to tylko wówczas, gdy wstęp będzie za darmo.
Problemów nie brakuje i w boksie zawodowym. Łatwość, z jaką można dziś zdobyć światowy tytuł kolejnej organizacji, sprawiła, iż trofea championów traktowane są przez kibiców z przymrużeniem oka, a "mistrzowskie" pojedynki odbierane bardziej jak show w formule wrestlingu. Tym, co poważnie zaniepokoiło wielkich boksu profesjonalnego jest, zapowiadana przez Ching- Kuo Wu, zawodowa liga- pod egidą AIBA. Prawdopodobne jest, iż mając w perspektywie udział w igrzyskach, szansę zdobycia olimpijskiego medalu, znaczna część pięściarzy zrezygnuje z udziału w obecnej formule zawodowej, a zdobyty w lidze AIBA światowy tytuł będzie dowodem absolutnej supremacji.
Promotorzy mają świadomość, iż mnożenie globalnych championatów nie wpływa pozytywnie na wizerunek boksu zawodowego. Rozwiązaniem problemu ma być deklarowane podczas spotkania w Nowym Jorku założenie wspólnej organizacji: Związku Promotorów Boksu. To dobry prognostyk, którego efektem finalnym może być unifikacja tytułów we wszystkich kategoriach. Może być- pod warunkiem, że partykularne interesy poszczególnych promotorów nie zdominują tej tak cennej inicjatywy.
A zapowiedzi AIBA raczej bym się nie obawiał, jeśli zawodowcom pod ich szyldem będą towarzyszyć sędziowie... z maszynkami. Światowa organizacja boksu amatorskiego ma poza tym inne problemy do rozwiązania; jednym z nich przywrócenie właściwej rangi pięściarstwu amatorskiemu. Po latach rządów Anwara Chowdhry’ego jest tu wiele do naprawienia; to z pewnością zadanie na niejedną kadencję.
Przed kilku laty próbowałem wzbudzić zainteresowanie powołaniem organizacji mającej wyłaniać najlepszych pięściarzy naszego regionu: krajów nadbałtyckich. Pomysł potraktowano wówczas sceptycznie. W międzyczasie pewien operatywny Fin zrobił to, do czego nie udało mi się nikogo namówić; stworzył Baltic Boxing Union i... już na starcie wypaczył ideę walki o najlepszych bokserów regionu. Zamiast na jakość pojedynków i wartość walczących o tytuł pięściarzy, postawił na ilość, na szybką kasę, czym pod znakiem zapytania postawił celowość udziału w takich pojedynkach bokserów o znaczącym dorobku, czy choćby młodych utalentowanych, dla których trofeum mogło być przepustką do większej kariery.
Jestem zwolennikiem organizacji walk o tytuły regionalne; niech będą mistrzowie Europy, Unii, Bałtyku, Morza Śródziemnego; Brandenburgii czy Paryża, Wielkopolski czy Mazowsza, Warszawy czy Krakowa; nie mam nic przeciwko mistrzowi przedmieścia Małkini, niech się odbywają; niech tylko będą autentycznym odzwierciedleniem umiejętności, a tytuły światowych championów niech trafiają w ręce najlepszych z najlepszych.
Myli się ten, co sądzi, iż te krytyczne słowa sprawiają mi satysfakcję; wręcz przeciwnie. Jestem z boksem związany od czterdziestu z górą lat i szczerze ubolewam, iż dyscyplina, której wiele poświęciłem, znajduje się na równi pochyłej. Żywię nadzieję, iż tym artykułem wywołam dyskusję na temat naprawy pięściarstwa i podjęcie działań, które sprawią, iż powróci na należne mu miejsce- na szczycie sportowej hierarchii.
Krzysztof Kraśnicki, eboks.net.pl
Oddzielna kwestia to rozdział boksu zawodowego i amatorskiego. Oczywiście są inne, ale chyba żadna inna dyscyplina nie ma takiego systemu, że jak zawodnik zaczyna zarabiać na swoich występach, to nie może reprezntować kraju na MŚ, MO czy mistrzostwach kontynentu. Wyobraźmy sobie, w jakim stanie byłaby piłka nożna, gdyby zawodnicy z kontraktami w klubach ("sprzedawani" za miliony!) nie mogli grać w mistrzostwach krajów. Wtedy mistrzostwa świata w piłce nożnej miały by rangę dzisiejszej drugiej ligi.
Jak dobrze pamiętam to pod nickiem Kaktus.
Pozdrawiam przy okazji. Dobry tekst.
Iron ja bym tylko pozbyl sie maszynek a kaski i rekawice zostawil tak jak sa. Szkoda mozgow mlodych chlopakow moim zdaniem.
Myślę, że rozmowa w tym przypadku, o kaskach, rękawicach, maszynkach do liczenia etc jest ważna, ale wszelkie zmiany nie wniosą nic jeśli nie będzie jakiejś jednej kompromisowej koncepcji i odpowiedzi na pytanie: Co robimy dalej z tym sportem? (Wiem, że łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić).
Obecnie sytuacja wygląda tak, że główną zasadą "współpracy" pomiędzy promotorami zawodowców a środowiskiem boksu amatorskiego jest to, że ci pierwsi podkradają co zdolniejszych pięściarzy.Nie ma w zasadzie w tym nic dziwnego, bo możliwość zdobycia medalu dla swojego kraju w zdecydowanej większości przypadków przegrywa z wizją sławy i szybkich pieniędzy.Tego już nikt nie zmieni i trzeba się z tym pogodzić.
Z drugiej strony ten pęd ludzi kierujących boksem zawodowym jest mocno destrukcyjny i w ogólnym rozrachunku powoduje degenerację całego środowiska.W moim skromnym odczuciu najlepszym rozwiązaniem (choć mocno chyba utopijnym) byłoby poniekąd zmuszenie grup promotorskich przez największe federacje czy organy zarządzające pięściarstwem do inwestowania w boks amatorski.Jednak nie chodzi mi o dotację do związków czy podupadających klubów a o samo szkolenie młodych amatorów wewnątrz własnej grupy.Tacy zawodnicy mogliby reprezentować kraj na różnych amatorskich zawodach, mistrzostwach, olimpiadach itd.Natomiast po osiągnięciu pewnego wieku (załóżmy 20 lat), promotor, który poniekąd wykreował danego boksera miałby pierwszeństwo podpisać z nim kontrakt zawodowy na ten czy inny okres.Wiem, że taki system miałby też pewnie swoje wady, ale wydaję mi się, że przynajmniej można by w nim dostrzec jakiś szerszą wizję i ciągłość szkolenia i obustronne korzyści.
Takim drugim wyraźnym mankamentem jest też wspomniana w artykule skłonność do przekładania ilości nad jakość.Mnogość federacji, tytułów i kategorii wagowych jest podyktowana tylko i wyłącznie czynnikami biznesowymi.Tytuły czempiona, superczempiona, mistrza tymczasowego, mistrza interkontynentalnego etc burzą jakąkolwiek hierarchię i nawet u wielkich pasjonatów pięściarstwa powodują mętlik.Podobnie jak wydzielenie kilkunastu kategorii wagowych, zwłaszcza zupełnie abstrakcyjne limity w najlżejszych dywizjach.Jeśli kategoria x różni się od kategori y 3 funtami to trudno się dziwić, że praktycznie żaden przeciętny kibic nie ma pojęcia kto jest mistrzem kategorii piórkowej, kto słomkowej, a kto superkoguciej.Krzywdzi się w ten sposób wielu na prawdę dobrych bokserów, których świetne i widowiskowe pojedynki przechodzą niezauważone.
Przyznaję, że nie jestem optymistą, chęć do ewolucji zderza się z partykularnymi interesami i ludźmi chcącymi zachować korzystne dla siebie status quo.Drobne zmiany regulaminowe czy pojedyncze inicjatywy typu turnieje bokserskie jak ten organizowany przez Showtime (Dirrel, Ward,Abraham,Froch, Taylor i Kessler) być może tylko na chwilę odświeżą skostniałą strukturę, ale jak śpiewał swego czasu zespół 1984: "Tu nie będzie rewolucji".
100% zgody!
Ten starszy Pan chyba nie był w ringu, że by chciał usunąć kaski i zmniejszyć rękawice.