BOKSERZY I ŚMIERĆ. CZĘŚĆ 2: HARRY HAFT
Dla zaledwie 24-letniego Herszela "Harry" Hafta (14-8, 8 KO) przegrany przez nokaut w 3. rundzie pojedynek z - jeszcze nie legendarnym - amerykańskim mistrzem boksu, Rocky`m Marciano, stoczony 18 lipca 1949 r. był zarazem apogeum jak i zakończeniem sportowej kariery. Haft stoczył w sumie tylko 22 zawodowe walki, ale mało kto w Ameryce wiedział o tym, że ten urodzony w Bełchatowie pięściarz, w czasie okupacji aż 75 razy stawał do walki. Były to jednak bokserskie pojedynki o przeżycie, organizowane w przykopalnianym podobozie KL Auschwitz-Birkenau - Arbeitslager "NeuDachs" nr 147 w Jaworznie.
Mojżesz Friedler (bo tak brzmią prawdziwe personalia Hafta) urodził się 28 lipca 1925 r. jako ósme dziecko w biednej żydowskiej rodzinie we wspomnianym Bełchatowie, maleńkim wówczas miasteczku położonym niedaleko wielkoprzemysłowej Łodzi. W 1941 r. jako 16-letni chłopak został deportowany do Auschwitz, skąd po ok. 2 latach trafił do Jaworzna.
Najstarszy syn Harry`ego, Allan Scott Haft, który o tych traumatycznych wspomnieniach usłyszał od ojca dopiero w 2003 r., w swojej książce "Harry Haft: Survivor of Auschwitz, Challenger of Rocky Marciano", wydanej 3 lata później przez Uniwersytet Syracuse, opisuje niektóre szczegóły dotyczące obozowych walk.
Prowizoryczny ring usytuowany był na ubitej drodze, przed kwaterami ss-manów. Wyznaczały go cztery wbite w ziemię drewniane belki. Walki odbywały się w każdą niedzielę. W ich czasie wartownicy spożywali posiłki, pili alkohol, palili cygara, głośno rozmawiali i bawili się, jakby w grę nie wchodziło życie rywalizujących pięściarzy. Walczono najczęściej bez rękawic, ale w pewnym sensie w zgodzie z oficjalnym regulaminem walki bokserskiej (m.in. zakazane były ciosy poniżej pasa). W całym tym makabrycznym przedstawieniu pełną władzę nad wydarzeniami ringowymi miał sędzia, który pozwalał lub nie walczącym na faule. Nie było przy tym limitu rund. Pojedynek kończył się wówczas, kiedy jeden z walczących upadał nieprzytomny na deski lub z powodu obrażeń nie był zdolny do dalszej walki. W większości przypadków przegrany zostawał mordowany przez wartowników, tak jak było to w przypadku wspominanej przez Hafta walki z pewnym Francuzem, przedwojennym pięściarzem wagi ciężkiej. Po jej zakończeniu i zniesieniu rywala z ringu, Haft słyszał wyraźnie odgłosy dwóch karabinowych wystrzałów, dochodzących zza jednego z sąsiednich baraków. Zwycięzca dostawał specjalną rację żywnościową i kolejny tydzień życia. Do kolejnej niedzieli. Haft, który znokautował 75 rywali dostał od strażników jeszcze coś: przeklętą sławę i przydomek "The Jewish Beast".
Tak wyglądali obozowi "promotorzy" walk bokserskich
W kwietniu 1945 r. w czasie ewakuacji obozu, tzw. "marszu śmierci", już na terytorium Niemiec, Harry wraz z kilkoma towarzyszami niedoli zdołał niepostrzeżenie oddalić się od grupy więźniów. Pełni strachu, głodni, w obdartych ubraniach ukryli się w lesie. Po latach wspominał, że aby tam przetrwać musieli pewnego dnia nawet zabić cywilów, obawiając się ewentualnej denuncjacji. Po zakończeniu wojny, aż do 1948 r. Haft nadal przebywał w Niemczech w różnych obozach przejściowych. W końcu udało się mu skontaktować z wujkiem, mieszkającym w New Jersey i następnie po kilku miesiącach dotarł do Ameryki.
Boks należał wówczas za Oceanem do absolutnie najpopularniejszych dyscyplin sportowych. Na koniec lat 40-tych XX w. przypada przecież tzw. Złota Era Amerykańskiego Boksu. Nic więc dziwnego, że Harry, bez zawodu, słabo znający język angielski, postanowił, że będzie na życie zarabiać swoimi pięściami w ringu. 75 walk stoczonych w obozie nie było jednak - po prawdzie - prawdziwymi bokserskimi potyczkami. Haft doświadczył tego bardzo szybko w Stanach. Okazało się, że obozowe pojedynki nauczyły go po prostu WALKI. Nie miał żadnego stylu, poprawnej techniki uderzeń i te szkoleniowe zaległości nigdy nie zostały przez niego poprawione. Gdy rozbrzmiewał ringowy gong, Haft rzucał się wściekle na przeciwnika, żeby go jak najszybciej przewrócić.
Na zawodowym ringu zadebiutował 6 sierpnia 1948 r., pokonując przez nokaut w 2. starciu Jimmy`ego Letty. Po wygraniu 12 pojedynków, zanotował pierwsza porażkę z rutynowanym Irlandczykiem, Patem O`Connorem. 28 marca 1949 r. w Miami (Floryda) po niezwykle emocjonującej walce przegrał przez TKO w 9. rundzie z ikoną polskiego boksu, Henrykiem Chmielewskim. Mimo iż jego bokserski rekord wyglądał coraz gorzej, był stale zapraszany na bokserskie gale. Jego niezwykle agresywny, wręcz furiacki styl, był gwarancją widowiska. I tak po walce uległ m.in. niepokonanemu Rolando la Starza i w końcu Rocky Marciano.
Jeden z wybitnych amerykańskich dziennikarzy sportowych napisał kiedyś, że znaleźć się w rekordzie wspaniałego Marciano to powód do dumy, niezależnie od wyniku przebytej konfrontacji. Dlatego chciałbym byście szanowali pamięć o Mojżeszu Friedlerze, młodym chłopaku - urodzonym w samym niemal centrum Polski 84 lata temu - który stawił w ringu czoło bokserskiej legendzie...
"As a boy in Lutz, Austria, i boxed with others in my neighborhood"
Nie znalazłem żadnych informacji o miasteczku Lutz w Austrii więc chyba amerykańscy reporterzy dali ciała i nie przyłożyli się do geografii. Lutz to znane austriackie nazwisko więc pewnie z tym im sie skojarzyło
czy ta stronka jest sponsorowana przez rzad izraela?
Jeszcze by tego brakowalo, zeby bohaterowie z Oswiecimia musieli mordowac cywilow rodaków.
Pomysl troche Sony.
Była wojna walczyli o przeżycie, zapewniam Cie, że na pal ich napewno nie nabili.
Jestem dumny że jestem pól Ormianinem i pół Polakiem i wszędzie mogę to powiedzieć z dumą a oni całe życie ukrywają swoje pochodzenie. Który żyd powie że jest żydem ? Cłowiek jest zażenowany tym, wszędzie oni, a gdzie Polacy?
Warszawa dla mnie to najlepsze miasto na świecie.
Ja tez za nimi nie przepadam, ale nie oni zawinili w 1939.
Odyniec,mysle,ze nie jest.Sadze,ze szpikowanie nas wyssanymi z palca bzdurami o zydowskich herosach to prywatna inicjatywa pana Jarka.Dzisiaj nam zaserwował 16 latka z rekordem 75-75 KO,niedawno był inny zydowski superman toczacy co 2 dni walki przez ponad poltorej roku.Kto chce w to wierzyc, niech sobie wierzy,jego sprawa.Mnie martwi co innego - cenzura jak za czasow stalinowskich.Na tej stronce mozesz pisac co chcesz,pod warunkiem,ze jest to dokladnie to,co chce widziec redakcja.Jak cos im nie pasuje - usuwaja komentarz.Bo niby nie na temat boksu.Ale przeciez,jezeli ktos pisze taki stek bzdur,w dodatku przyznajac samemu,ze chodzi o morderce:
"Po latach wspominał, że aby tam przetrwać musieli pewnego dnia nawet zabić cywilów, obawiając się ewentualnej denuncjacji"
to czego sie spodziewa?Na tej stronce jest wielu kibicow boksu o roznych pogladach,nie tylko niejaki Czerwony,ktorego szczyt mozliwosci wyznacza komentarz w stylu "swietny tekst panie Jarku".Wiec albo jest wolnosc slowa i przy okazji takich tematow dyskutujemy zgodnie ze swoimi pogladami,albo witamy w Zwiazku Socjalistycznych Republik Europejskich...
Tez raz dostałem ostrzezenie w sumie za nic i teraz za kazdym razem zastanawiam sie czy mnie nie usuna chodz nie przeklinam nigdy i z wyjatkiem tego wpisu pisze w temacie.
Co do wpisu darkera: wszystko o czym piszę ma swoje odzwierciedlenie w faktach. Niczego nie wysysam, nie narzucam Wam niczego i nikogo. Zawsze szukam tych kawałków z historii, o których nie pisano wcale lub pisano niezgodnie z prawdą. Co do swoich historycznych kompetencji - no comments... Poszukaj sobie w necie i weryfikuj mój dorobek, Przyjacielu.
A co do cenzury to niestety jest w tym troche racji, nie wolno np napisać złego słowa na rzeczy sprzedawane przez Sklep Super Gym bo zaraz usuną komentarz ;)