JEST SPRAWIEDLIWOŚĆ NA ŚWIECIE...
Działania czterech najważniejszych federacji bokserskich zabija boks zawodowy. Zaczęło się kilka lat temu, kiedy włodarze WBA wprowadzili termin "super-championa" i "mistrza regularnego". Dochodziło nawet do takich sytuacji, że WBA w kategorii cruiser miała w pewnym momencie trzech mistrzów świata ! Potem loty obniżały pozostałe federacje, co najlepiej widać przy układaniu kolejnychg rankingów. W najnowszym notowaniu WBC w czołowej 15-tce wagi ciężkiej znalazły się dwa absolutnie anonimowe nazwiska - Evans Quinn (na zdjęciu) oraz Manuel Quezada. Obaj stoczyli w nocy z piątku na sobotę kolejne pojedynki...
Quezada (WBC 15) nie zrobił NIC by móc być klasyfikowanym nawet w 30-tce. Przegrywał z takimi "herosami" jak James Monroe (debiutant), Dennis Weaver (5-2), James Lester (6-12-2), oraz "wielkim" Davidem Johnsonem (3-17-4), któremu po roku zrewanżował się wygrywając niejednogłośnym werdyktem. W piątkową noc Quezada w niespełna trzy minuty rozprawił się ze sprowadzonym w ostatniej chwili Jeffrey'em Brownfieldem (9-8, 4 KO) i na pewno jego akcje znacznie wzrosną...
Jeszcze większym skandalem było umieszczenie przez WBC Evansa Quinna na czternastej pozycji. Ten 25-latek przegrał do piątku tylko dwukrotnie, ale nie z byle kim, bo Juanem Luisem Gonzalezem (wtedy 1-6, dziś 3-19) oraz Walterem Palaciosem (15-8-2). Na szczęście pięści Harvey'a Jolly (9-10-1, 4 KO) zweryfikowały prawdziwą wartość Quinna. Evans przegrał po sześciu rundach dwa do jednego w stosunku 57-56, 55-58, 55-58.
Skoro tacy ludzie jak Quinn (18-3, 16 KO) i Quezada (27-4, 17 KO) mogą być w pierwszej 15-tce WBC, to równie dobrze mogą tam być Tomek Bonin, Wojtek Bartnik, nie wspominając już nawet o Wawrzyku, Sosnowskim czy Wachu...