CUDZE CHWALICIE-SWOJEGO NIE ZNACIE (1990)
Rok 1990 zgodnie nazwano "pustym", gdyż nie odbyły się w nim ani mistrzostwa Europy, ani mistrzostwa świata. Właściwie jedyną prestiżową imprezą były rozgrywane w Seattle, Igrzyska Dobrej Woli, w których wystąpiło dwóch Polaków. Niestety zarówno 23-letni Krzysztof Wróblewski (51 kg), jak i o 8 lat starszy Henryk Petrich byli tylko tłem dla swoich rywali przegrywając wyraźnie. Pierwszy w ciągu niecałych 3 minut uległ przez RSC.H przyszłemu mistrzowi świata zawodowców IBF wagi koguciej, 19-letniemu Timowi Austinowi (27-2-1, 24 KO), natomiast Petrich uległ jednogłośnie na punkty młodemu Rosjaninowi, Sergiejowi Brażnikowowi.
"Pusty" rok był wymarzonym poligonem doświadczalnym dla trenerów kadry, okazją do sprawdzenia w międzynarodowych bojach młodych, zdolnych, polskich pięściarzy (już niestety bez uciekiniera Andrzeja Gołoty). Jak wypadły te personalne eksperymenty? Oceń Drogi Czytelniku sam.
Na zdjęciu: Tim Austin
Pierwszą okazją do sprawdzenia możliwości nowej kadry trenera Jerzego Rybickiego był wyjazd na peryferyjny turniej, który odbył się w hiszpańskim mieście Huelva. Nasi kadrowicze wygrali tam kilka cennych, z punktu widzenia klasy rywali, pojedynków. Nasz najmłodszy reprezentant, 19-letni Andrzej Puk pokonał tam m.in. byłego wicemistrza świata juniorów z 1985 r., Giani Gogola (3-9, 0 KO) z Rumunii, który w 1992 r. bez powodzenia rozpoczął zawodową karierę. Kilka miesięcy później kadra ponownie wystąpiła w Huelvie, na zdecydowanie lepiej obsadzonym turnieju. Z Polaków pierwsze skrzypce "zagrał" lider ekipy, Jan Dydak, który jednogłośnie na punkty (5-0) pokonał faworyta gospodarzy, późniejszego zawodowego mistrza Europy wagi półśredniej, Jose Luisa Navarro (25-2, 25 KO), który wszystkie swoje płatne walki wygrał przed czasem! Był to udany rewanż za porażkę, jakiej mistrz Polski doznał w pierwszym turnieju w Huelvie. Jak ciekawostke dodam, że ten sam Navarro w ciągu 1990 r. doznał jeszcze jednej porażki z rąk polskiego pięściarza. Dokonał tego 20-letni zawodnik "Zawiszy" Bydgoszcz, Paweł Matuszewski, który pokonał Hiszpana (5-0) na turnieju we francuskim St. Nazaire.
Na zdjęciu od lewej: Cherifi, Aouissi, Aquaviva (trener), Acaries (promotor), Proto, Lifa, Desavoye, Bouttier
Latem kadra wyjechała na "wakacyjny" turniej do bułgarskiej Albeny, gdzie z kilku wartościowych zwycięstw, na uwagę zasługiwały z pewnością "wiktorie" Dariusza Kaima (67 kg) nad lwowiakiem Andrijem Khamulą (7-3-1, 3 KO), który w tym samym roku podpisał w Australii zawodowy kontrakt, rywalizując - bez skutku - o tamtejsze, lokalne pasy oraz Wojciecha Bartnika (81 kg). Pięściarz "Gwardii" Wrocław w półfinale rozprawił sie w 2-gim starciu (RSC) z silnym, krępym Algierczykiem Mohammedem Benguesmia (36-3-1, 31 KO), który jako profesjonał zdobył kilka pasów interkontynentalnych, pokonując m.in. O`Neila Bella i to przez nokaut w 4-tym starciu!!! W ciągu roku Bartnik stoczył jeszcze jeden ciekawy - niestety przegrany - pojedynek. W półfinale turnieju w Kopenhadze pokonał go jednogłośnie na punkty Francuz Patrice Aouissi (23-6-16 KO), który w 1995 r. został zawodowym mistrzem Europy wagi junior ciężkiej, nokautując Aleksandra Gurowa z Ukrainy. Później ten Francuz arabskiego pochodzenia bezskutecznie stawał w szranki o pas mistrza świata WBC (przegrał z Marcelo Dominguezem) i mistrzostwo Europy (lepszym okazał się Johnny Nelson).
Teraz kilka słów o "ładnych" porażkach. W tej samej Kopenhadze swoją walke przegrał także Dariusz Kasprzak (57 kg), który uległ jednogłośnie (ale po walce) idolowi miejscowych, Thomasowi Damgaardowi (38-1, 28 KO), którego dzielną postawę w walce z Arturo Gattim (w 2006 r.) pamiętam do dzisiaj. Duńczyk był typowym przykładem mistrza swojego ringu, na którym pokonywał takich rywali jak m.in.: Philip Holiday, Alessandro Duran, czy Freddy Rojas. W 1990 r. Damgaard skrzyżował rękawice także z bydgoszczaninem Markiem Rogowskim, którego wypunktował na turnieju w St. Nazaire.
Na zdjęciu: Artur Grigorian
Bardzo dzielnie z Uzbekiem w barwach ZSRR, Arturem Grigorianem (37-1, 22 KO), przeklinanym w Polsce od 5 lat z powodu niezasłużonego zwycięstwa nad Maciejem Zeganem, walczył 19-letni Sławomir Zabrocki. Miało to miejsce w finale wagi lekkiej Mistrzostw Armii Zaprzyjaźnionych, które odbyły się w węgierskim miasteczku Kuskuntelegyaza. Bydgoszczanin dzielnie sobie poczynał w konfrontacji z rywalem, który przyjechał w glorii mistrza Igrzysk Dobrej Woli. Ostatecznie Grigorian wygrał stosunkiem głosów 4-1. Dokładnie w taki sam sposób rok wcześniej pokonał na turnieju wojskowym innego bydgoszczanina, Janusza Kujawę.
Na zdjęciu: Dariusz Michalczewski
W tym samym czasie w kraju za Odrą rosła pozycja Dariusza Michalczewskiego. Miało to miejsce w szczególnych dla naszych zachodnich sąsiadów momencie. Wówczas to z mapy politycznej świata raz na zawsze (po prawie 40 latach) zniknęła Niemiecka Republika Demokratyczna. Michalczewski wygrywał większość ligowych pojedynków, wygrał także prestiżowy turniej o "Puchar Chemii" w Halle, pokonując w finale kroczącego za nim jak cień, Torstena Maya (23-2, 12 KO), późniejsze "przekleństwo" Bartnika, ale i przyszłego zawodowego mistrza Europy oraz pretendenta do pasa światowego IBF wagi junior ciężkiej (przegrał z Adolpho Washingtonem). W 1990 r. mistrzem zjednoczonych Niemiec w wadze ...piórkowej został żyjący i trenujący we Flensburgu, Dariusz Kosedowski. Jednak międzynarodowa kariera - mimo pokonania takich zawodników jak Breitbarth, czy Hinz - nie stała się niestety jego udziałem.
Na zdjęciu: Rafael Lozano
Mniejszą rangę - z uwagi na obsadę - miał Memoriał Feliksa Stamma, który rozegrano na ringach Warszawy i ...Włocławka. W półfinale kat. papierowej zmierzyli się w nim Rafał Niedbalski i ceniony później przez lata na amatorskim ringu, "kieszonkowy" (153 cm) Hiszpan Rafael Lozano (20-3, 10 KO). Lepszym okazał się pięściarz rodem z Piły (4-1), ale w kolejnych latach rywalowi nie zabrakło okazji do rewanżu. Lozano jako zawodowiec nie miał szczęścia do tytułów. Przegrał szansę na pas mistrza Hiszpanii, przegrał także potyczkę o tytuł interkontynentalny WBA.
A co działo się gronie juniorów? W kalendarzu znalazły się dwie wielkie imprezy: mistrzostwa Europy w Usti nad Łabą i mistrzostwa świata w Limie. Z pierwszego turnieju nasi reprezentanci przywieźli dwa medale: srebrny Jacka Bielskiego (54 kg) i brązowy Andrzeja Rżanego (48 kg). Ten drugi w decydującym pojedynku uległ wspaniałemu Ramazi Palianiemu (14-1-1, 8 KO), który w kolejnych latach przywdziewał stroje reprezentacji ZSRR, WNP, Gruzji i Turcji. W 2002 r. - wraz z bratem Shalvą - przeszedł na zawodowstwo, tocząc w USA ciekawe, rankingowe pojedynki, aż do porażki poniesionej z rąk Raya Narha w 2006 r. Pozostali nasi reprezentanci zawiedli. Jeden z nich, Paweł Bosak (51 kg) został jednogłośnie na punkty pokonany przez Duńczyka, Dennisa Holbaeka Pedersena (45-3, 23 KO), m.in. późniejszego zawodowego mistrza Europy oraz pretendenta do pasa mistrzowskiego IBF wagi lekkiej (przegrał z Paulem Spadaforą oraz Ricky Hattonem), prowadzonego przez promotorów z taką samą nadostrożnością jak Damgaard.
Na zdjęciu: Joseph "Joe" Calzaghe już jako "Duma Walii"
Na tym samym turnieju w Usti w kat. półśredniej wystąpił niejaki Joseph Calzaghe (46-0, 32 KO), który po pokonaniu przed czasem Węgra Laszlo Kozaka, przegrał w ćwierćfinale z późniejszym mistrzem Europy i brązowym medalistą mistrzostw świata juniorów, Rumunem Adrianem Predą. Aby dodać tej wiadomości nieco smaczku, warto wspomnieć, że ten sam Preda kilka miesięcy później na Turnieju Stamma przegrał na punkty z ...Dariuszem Wasiakiem.
Niestety z przyczym finansowych najlepsi polscy juniorzy nie zaprezentowali swoich umiejętności podczas mistrzostw świata, które odbyły sie w stolicy Peru. A szkoda, gdyż wystąpiło tam wielu znanych i uznanych później gwiazd. Złote medale zdobyli m.in.: Daniel Alicea i Juan Carlos Gomez, srebrne medale - Steve Johnston i Kirk Johnson a brązowe - Felix Flores, Paul Ingle, Diosbelis Hurtado, Daniel Santos, Wilson Santana, czy Willy Fischer.
Na zdjęciu: Juan Carlos Gomez
Szkoda tej szansy, gdyż z niektórymi z medalistów mistrzostw świata nasi juniorzy toczyli wcześniej zacięte i często zwycięskie pojedynki, np. Dariusz Rukat (91 kg) wypunktował na turnieju "Olimpijski Ring" w bułgarskim Stanko Dimitrow, mistrza Kuby i późniejszego brązowego medalistę, Joela Donatiena. W dalekim Erdenet w Mongolii podczas "Turnieju Przyjaźni" do finału kat. średniej dotarł Jacek Zagacki. W decydującym starciu uległ po bardzo zaciętej walce (2-3) Juanowi Carlosowi Gomezowi!
Na zdjęciu: Arturo Gatti
Na koniec pozostawiam jeszcze jeden "zawodowy" smaczek. W pierwszych dniach września 1990 r. 3 mecze międzypaństwowe stoczyli podopieczni Macieja Mizerskiego, młodzi reprezentanci Kanady. Liderem tamtej ekipy był późniejszy zawowodowy mistrz świata, "kogut", Arturo Gatti (40-9, 31 KO), który pokonał kolejno jednogłośnie na punkty: Roberta Gortata (1 września w Kielcach), Adama Belkę (4 września w Lublinie) i Wiktora Jagiełko (6 września w Zamościu). Mniej szczęścia i - rzecz jasna - umiejętności miał inny kanadyjski kadrowicz, Syd Vanderpool, którego pokonali Andrzej Puk (2-1) i Waldemar Mężykowski (3-0). W trzecim pojedynku Vanderpool wygrał na punkty z Robertem Rudnikiem. 10 lat później Kanadyjczyk wyszedł jako pretendent do ringu, by walczyć z mistrzem świata IBF wagi średniej, Bernardem Hopkinsem i choć przegrał na punkty, to pozostawił po sobie dobre wrażenie. Zdecydowanie gorzej obszedł się z nim 4 lata później Jeff Lacy, który znokautował go w 8-mym starciu, zostając czempionem IBF wagi super średniej.
Na zdjęciu: Syd Vanderpool
Prawda, że to były ciekawe czasy. Kreowane przez ciekawych ludzi. Cudze chwalicie - swojego nie znacie, lub nie pamiętacie.
Wielki szacunek dla autora...