BOWE WYGRYWA W KOLEJNYM 'COME BACKU'
Po wojnach z Andrzejem Gołotą, Riddick Bowe (43-1, 33 KO) zrobił sobie osiem lat przerwy. W międzyczasie porwał żonę z dziećmi, wylądował w więzieniu i roztył się nawet do 150 kilogramów. Potem powrócił, stoczył słabe dwie walki, by zawiesić rękawice na kołku na kolejne 44. miesiące. Big Daddy zaliczył wczoraj wieczorem kolejny come back - tym razem w Niemczech, podczas gali Kliczko vs Rahman. Niegdyś niekwestionowany mistrz wagi ciężkiej męczył się ze słabiuitkim Gene Pukallem (14-13-2, 12 KO), ostatecznie wygrywając na jednogłośnie na punkty po ośmiu rundach.
Riddick pomimo iż zszedł do 123. kilogramów wyglądał fatalnie. Był wolny, statyczny, łatwy do trafienie nawet dla takiego "kelnera" jak Pukall. Zostało jedynie doświadczenie i wciąż niezły lewy prosty. W pewnym momencie Bowe wystrzelił prawym podbródkowym, poprawił lewym sierpem i Pukall padł na deski. Było to jednak wszystko na co stać 41-letniego, wielkiego niegdyś boksera, który po piątej rundzie ledwo co łapał oddach ze zmęczenia. Pytanie tylko czym on się zmęczył, wszak tempo walki było bardzo małe...
P.S. Tak a propos-dokładnie dziś mija 12 lat od Głota-Bowe 2.
Bowe jeszczez z tym journeymanem jeszcze nie widziałem. Z sentymentu sie zobaczy choc szkoda, ze taka postać rozdrabnia sie i tuła gdzieś po świecie.
Ludzie dajcie spokój, tragedia to by była
Bowe to banktut a Adrzej raczej nie narzeka na brak gotówki,i napewno 100 razy lepiej wyglada jezeli chodzi o budowe ciała,jest wysportowany i prowadzi normalne życie,no a w przypadku Bowa to wiemy jak było.
Andrzej jest super, tylko jest porozbijany, pozrywany i ma problemy z opanowaniem sztywnienia. A tak poza tym jest ok, hehe
Andrew przepraszam jeżeli cię uraziłem...