WALKA: Jack Dempsey - Jess Willard
Po wielkim tryumfie, jakim było pokonanie w kwietniu 1915 roku Jacka Johnsona, Jess Willard coraz rzadziej pojawiał się w ringu. Do roku 1919 zaledwie raz bronił tytułu w 10-rundowej walce "no decision" z Frankiem Moranem. W tym czasie w wadze ciężkiej pojawił się nowy niezwykły zawodnik imieniem Jack Dempsey, który po stoczeniu kilkudziesięciu pojedynków otrzymał 4 lipca 1919 roku szansę konfrontacji w ringu z championem. Ich pamiętny mecz odbył się w Toledo, w stanie Ohio.
Dempsey był zawodnikiem reprezentującym nowoczesny styl walki. Na pole bitwy wnosił mnóstwo energii, od pierwszych sekund boksował agresywnie, a w jego pięściach drzemała wprost niewiarygodna - tym bardziej biorąc pod uwagę jego oscylującą w ówczesnym okresie w okolicach 85 kilogramów wagę - siła. Osobom nie widzącym go nigdy w akcji styl jego boksowania może oddać porównanie do Mike’a Tysona, który zresztą sam kiedyś przyznał, że nieco wzorował się na "Tygrysie". Tyson, podobnie jak Jack, był bardzo dynamiczny, dysponował potężnym uderzeniem i zwykle bardzo szybko opuszczał ring ciesząc się z łatwej wygranej.
Willard stanowił zupełne przeciwieństwo. Wprawdzie siły mu także nie brakowało, ale jego ciosy nie miały takiej dynamiki jak uderzenia Dempseya, nogi były znacznie wolniejsze i generalnie Jess mógł sprawiać na tle swego rywala wrażenie zawodnika nieco flegmatycznego. Mimo to i mimo że Jack stoczył w latach 1915-1919 o kilkadziesiąt meczów więcej, to właśnie „Olbrzym z Pottawatomie” uchodził za faworyta. Głównie ze względu na znakomite warunki fizyczne, bowiem przewyższał pretendenta aż o 14 centymetrów i ważył o ponad 25 kilogramów więcej. Liczby bez wątpienia działające na wyobraźnię, lecz na nieustraszonym Dempseyu nie zdawały się wywierać większego wrażenia. Pewny siebie był również rozdający uśmiechy champion, który stojąc w ringu naprzeciw znacznie mniejszego rywala nie mógł sobie zdawać sprawy z tego, że za kilka minut padnie ofiarą jednego z największych lań w historii szlachetnej szermierki na pieści.
Dempsey rozpoczął w swoim stylu. Był energiczny, świetnie poruszał się w ringu unikając ciosów mistrza, sam zaś nie miał większych problemów z przedostaniem się do półdystansu. Wkrótce wyprowadził szybką serię uderzeń zakończoną potwornym lewym sierpem, który powalił mierzącego blisko dwa metry Willarda na matę. Potwierdziło się, że champion to zawodnik niezwykle wytrzymały, gdyż po chwili był gotów kontynuować pojedynek. Nie był jednak w stanie bronić się przed kolejnymi bombami odpalanymi przez fenomenalnego rywala i w efekcie w pierwszym starciu był liczony aż siedmiokrotnie. Wstawał co prawda za każdym razem, ale widok nie znajdującego się jeszcze w wyprostowanej pozycji, a już pryzmującego kolejne petardy Willarda (w ówczesnych przepisach nie było mowy o tym, że po nokdaunie zawodnik musi udać się do neutralnego narożnika więc gotowy do ataku Jack stał tuż nad dźwigającym się z ziemi rywalem) stanowi obrazek niezwykle przykry do oglądania i całe to starcie Dawida z Goliatem zaczęło już w początkowej fazie bardziej przypominać egzekucję aniżeli profesjonalny pojedynek bokserski, z tym że to Dawid od początku występował w roli kata.
Gdy arbiter po raz siódmy liczył Jessa, rozbrzmiał gong kończący pierwszą rundę. Jego dźwięk został jednak zagłuszony przez kibiców zgromadzonych wokół ringu, nie usłyszał go nawet sędzia prowadzący zawody, który zdążył już wyliczyć Willarda i ogłosić nowym championem jego rywala. Obóz Dempseya rozpoczął celebrowanie, a sam zawodnik opuścił już ring, kiedy nagle okazało się, że w momencie, gdy zabrzmiał gong, arbiter zdążył doliczyć do siedmiu, co oznaczało, że mecz mógł być kontynuowany. Narożnik „Olbrzyma z Pottawatomie” pomógł mu się podnieść, a ludzie skupieni wokół pretendenta rozpoczęli paniczne nawoływania, aby ten powrócił na pole bitwy. Tak też uczynił i po chwili masakra została wznowiona.
W rundach drugiej i trzeciej kolejne grzmoty sięgały bardzo pokiereszowanej już twarzy Willarda. O dziwo, Jess nie padał na deski wykazując niesamowity charakter i serce do walki. Był już jednak niesamowicie poobijany i w przerwie pomiędzy trzecim a czwartym starciem jego sekundanci podjęli słuszną decyzją o poddaniu mistrza.
Willard stracił w tej walce mnóstwo zdrowia. Miał pęknięte kości policzkowe, rozcięcia na twarzy, złamany nos, połamane żebra, roztrzaskaną szczękę, a także stał się uboższy o kilka zębów. Jeszcze po latach twierdził, że coś twardego musiało się znajdować wewnątrz rękawic Jacka, ponieważ żaden człowiek nie jest w stanie tak mocno uderzać. Co się zaś tyczy jego dalszych losów, po tej dotkliwej porażce brał jeszcze udział w walkach pokazowych, a w roku 1923 stoczył dwa mecze zawodowe. Pierwszy z nich – z Floydem Johnsonem – zakończył się zwycięstwem byłego mistrza przez techniczny nokaut w 11. rundzie, z kolei w drugim Willard został znokautowany przez Luisa Angela Firpo z Argentyny. Zmarł 15 grudnia 1968 roku licząc niespełna 87 lat.
Jeżeli zaś chodzi o Dempseya, cieszył się on wielką sławą w kolejnych latach po pokonaniu Willarda, choć boksował już coraz rzadziej, tocząc więcej pokazowych meczów aniżeli walk zawodowych. Tytuł stracił w roku 1926 na rzecz swego najbardziej znanego rywala Gene Tunneya. Poległ również w rewanżu, o czym, jak i o innych wątkach z życia i kariery pięściarskiej tego wspaniałego zawodnika można przeczytać w dziale "Biografie".