JOHNSON, JACK
Na początku XX wieku dla białej części Ameryki nie do pomyślenia było, aby tytuł mistrza świata w wadze ciężkiej - jeden z najbardziej prestiżowych tytułów sportowych tamtych czasów - należał do czarnoskórego pięściarza. Dlatego też walki o ów championat były rozgrywane między zawodnikami białymi, którzy na przestrzeni lat wymieniali się pasem mistrzowskim. Aż w końcu pojawił się Jack Johnson, człowiek, który z wielkim impetem wtargnął do królewskiej kategorii i zmienił bieg historii, która nie przewidywała żadnego Afroamerykanina na tronie wagi ciężkiej.
Johnson urodził się 31 marca 1878 roku w teksańskim miasteczku Galveston. Był to zapomniany zakątek Ameryki, położony na południu kraju, gdzie dopiero na niedługo przed narodzinami Jacka zniesiono niewolnictwo. Rodzice młodego chłopca ciężko pracowali, aby utrzymać szóstkę swoich dzieci, nauczyć ich czytać oraz pisać. W szkole Johnson spędził zaledwie 5 lat. Dość szybko zaczął go interesować boks. Często brał udział w walkach, nie były to jednak takie mecze, jakie znamy dzisiaj. Były to batalie mające na celu zapewnić rozrywkę białym mężczyznom. Promotor zbierał 4-8 czarnych chłopców, zawiązywał im oczy opaską i kazał walczyć w otoczonym przez białych ringu. W trakcie walk publiczność rzucała na ring monety, co uznawano za przednią zabawę, ponieważ chłopcy mieli ogromne problemy przy podnoszeniu pieniędzy dłońmi ubranymi w rękawice. Zwycięzcą był ogłaszany ten, który jako ostatni stał na nogach. Taki rodzaj walk określano mianem "Battle Royal".
Młody Jack miał ogromną motywację do pracy, gdyż wiedział, że taka "rozrywka" może się kiedyś dla niego zakończyć tragicznie, nawet śmiercią. Trenował więc godzinami doprowadzając swoją defensywę do bardzo wysokiego poziomu.
W wieku 18 lat Johnson zarabiał więcej pieniędzy jednej nocy aniżeli jego ojciec w ciągu całego tygodnia. Ale nie mógł czuć się do końca szczęśliwy z tego powodu. Afroamerykanie na przełomie wieku XIX i XX wciąż byli uznawani za gorszą rasę i na każdym kroku spotykali się z pogardą i wyższością białych. Nie mogli przebywać w wielu miejscach publicznych, byli bici i opluwani. Jack nie godził się na takie życie i uważał siebie za równego białym. Musiał się jednak podporządkować ówczesnym władzom, dlatego też brał udział w półlegalnych meczach bokserskich, gdyż była to jedyna możliwość stoczenia pojedynku z przedstawicielem białej rasy. W ówczesnych czasach to oni byli bowiem najlepszymi pięściarzami, dzierżyli mistrzowskie tytuły i, jak już wspomniałem we wstępie, najważniejsze walki rozgrywali między sobą.
Przez pierwsze 8 lat zawodowej kariery Jack Johnson walczył z każdym, kto rzucił mu wyzwanie. I mimo że bardzo często spotykał się z faworyzowaniem białych bokserów, zdecydowaną większość walk rozstrzygał na swoją korzyść. Jednym z tych, którzy postawili mu największy opór był doświadczony Joe Choynski, z którym Johnson zmierzył się w 1901 roku w swoim rodzinnym Galveston. W 3. rundzie gospodarz został znokautowany, a chwilę później na ring wkroczył tutejszy strażnik wraz z towarzyszami i aresztował obu pięściarzy. Powodem tego był oficjalny zakaz organizowania walk bokserskich w stanie Teksas. Paradoksalnie, boks zawodowy był w tamtych czasach, obok baseballu i wyścigów konnych, najpopularniejszym sportem w Stanach Zjednoczonych, a mimo to w większości stanów nie można go było uprawiać. Po 23 dniach bokserzy opuścili więzienie. Jednak Jack tego okresu nie zmarnował. Trenował wspólnie z posiadającym duże umiejętności i zapewne wiele cennych rad Choynskim.
Największym marzeniem Johnsona był oczywiście tytuł mistrza świata wagi ciężkiej. Niestety, z przyczyn rasowych w USA trudno było doprowadzić do takiej walki. Swoją wielką szansę Jack upatrzył w 1908 roku, kiedy to do Australii wyruszył ówczesny champion Tommy Burns. Johnson nie czekał zbyt długo i wkrótce podążył jego tropem chcąc wreszcie zdobyć upragnione mistrzostwo. Tommy z kolei nie chciał go oddawać i początkowo trudno było promotorom przekonać go do wyjścia do ringu. W końcu się zgodził, gdy zaproponowano mu ogromną, jak na tamte czasy, sumę 30 tysięcy dolarów. Miał to być pierwszy mistrzowski mecz w historii pomiędzy czarnym a białym.
Gdy mecz się rozpoczął, wszyscy zaczęli się obawiać o Burnsa. Przy Johnsonie, potężnym, ważącym 95 kg mężczyźnie, wyglądał on jak mały chłopiec. Jack dobrze się bawił w czasie walki. W częstych klinczach uśmiechał się do widowni, cały czas mówił mistrzowi, aby ten bił mocniej. Gołym okiem było widać jego dominację. Ten pojedynek przypominał raczej zabawę, aniżeli walkę o mistrzostwo świata. W 14. rundzie mecz został przerwany przez policję, a sędzia ogłosił zwycięzcą przez techniczny nokaut Jacka Johnsona. Niestety, służby porządkowe zadbały o wszystko, nawet o kamery, dlatego też zachowane materiały filmowe urywają się w momencie ostatniego ciosu Jacka i nie możemy zobaczyć scen, w których Johnson zostaje oficjalnie championem. Możemy natomiast z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że tamten dzień, tj. 26 grudzień 1908 roku, zakończył pewną epokę w historii szlachetnej szermierki na pięści.
Po tym jak Johnson zdobył mistrzostwo, zaczął być coraz bardziej rozpoznawalny w Ameryce. Dał się poznać jako dusza towarzystwa, brał udział w wyścigach samochodowych, spędzał czas w kasynach, zachowywał przy tym elegancki wygląd. Ożenił się też z białą kobietą, co został odebrane przez ludzi, jako cios wymierzony w policzki białych obywateli USA.
Johnson bardzo nie pasował białym Amerykanom. Był arogancki, lekceważył mnóstwo zasad panujących w kraju, a do tego był mistrzem świata w boksie, jednym z najpopularniejszych sportów w Stanach Zjednoczonych. Pokonanie go stało się więc priorytetem narodowym. Zaczęto gorączkowe poszukiwania kogoś, kto mógłby wygrać z nim w ringu. Prasa zaczęła nawet używać tytułu "Wielka nadzieja białych". Mianem tym określano każdego dużego, białego boksera z odrobiną talentu. I w końcu się udało. Jeden z dziennikarzy prasowych, Jack London, w 1910 roku wezwał Jima Jeffriesa, byłego mistrza świata, który zakończył karierę w 1905 roku, aby zająć się farmerstwem.
Miała to być najatrakcyjniejsza walka w dziejach boksu. "Święta wojna". "Wybawca Czarnych kontra Wielka Nadzieja Białych". Promotorzy stawali na głowach, aby rozreklamować pojedynek. A miał on się odbyć w miasteczku Reno, w stanie Nevada. Na tydzień przed meczem do Reno zaczęły zjeżdżać tłumy. Przyjeżdżali wszyscy - od pijaków, po drobnych kieszonkowców, a na hazardzistach, gwiazdach show-biznesu i politykach kończąc. Do 15-tysięcznego miasteczka przyjechało ok. 30 tysięcy ludzi. W specjalnie wybudowanym na czas walki amfiteatrze zasiadło ponad 15 tysięcy widzów. Przed wejściem wszyscy byli dokładnie przeszukiwani, gdyż jeszcze na długo przed pojedynkiem Johnsonowi grożono śmiercią.
Mecz zakontraktowano na 45 rund. Jednak już pod koniec 6. starcia wiek Jeffriesa zaczął dawać mu się we znaki. W 14. ledwo stał na nogach i utrzymywała go tylko jego niebywała odporność. Jednak w kolejnej, 15. rundzie w końcu upadł i tym samym zakończył sen białych o powrocie ich przedstawiciela na szczyt wagi ciężkiej. Z kolei Johnson udowodnił wszystkim, że jest wielkim mistrzem, albowiem wcześniej za takowego go nie uważano. Twierdzono, że zwycięstwo nad Tommy'ym Burnsem nie było niczym nadzwyczajnym, gdyż Tommy był przeciętnym zawodnikiem i dzierżył tytuł tylko dlatego, że na emeryturę przeszedł Jeffries. Tym razem nie mieli żadnego usprawiedliwienia i musieli uznać wyższość Johnsona.
Niedługo po tym tryumfie Jack otworzył w Chicago klub nocny o nazwie "Coffee Champion". Został królem półświatka złożonego z prostytutek, pijaków i hazardzistów. To sprawiło, że walczył coraz rzadziej.
Wciąż jednak nie pasował on Amerykanom. Trudno im było o zwycięstwo w ringu więc postanowili rozwiązać ten problem inaczej. Wynajęto specjalnych agentów biura śledczego, z którego w późniejszym czasie powstało FBI. Ich zadaniem było stałe obserwowanie boksera, mające na celu znalezienie jakiegoś przepisu, który Jack łamie, co umożliwiłoby wsadzenie go do więzienia i spowodowałoby jego zniknięcie z życia publicznego. Agenci nie spuszczali go z oka nawet na moment i w końcu dopięli swego. Oskarżyli Johnsona o pogwałcenie ustawy Manna. Ustawa ta miała przeciwdziałać powstawaniu gangów handlujących usługami prostytutek. Zabraniała przewożenia kobiet przez granice niektórych stanów "w celach niemoralnych". Krótko mówiąc - jeżeli jedna z kobiet przyznałaby, że jest prostytutką i przekroczyła granicę stanu z Jackiem, to ten wylądowałby w więzieniu.
Ale Johnson sprawiał wrażenie, że to wszystko nie robi na nim większego wrażenia. Jednak w rzeczywistości na pewno nie było mu łatwo i aby uniknąć kary postanowił opuścić Stany Zjednoczone.
W 1915 roku, na Kubie, stracił tytuł na rzecz olbrzymiego Jessa Willarda, o którym zresztą będzie jeszcze mowa przy okazji kolejnych opisów wielkich zawodników. Następnie Johnson walczył m.in. w Hiszpanii oraz w Meksyku. Jednak z czasem wiek coraz bardziej zaczął mu doskwierać i coraz częściej schodził z ringu pokonany. Nie zapomniał za to o zabawie i w 1928 roku w Harlemie otworzył klub nocny, który potem przekształcił się w słynny Cotton Club.
Jack Johnson zginął w 1946 roku w wypadku samochodowym nieopodal miasta Raleigh, będącego stolicą stanu Północna Karolina. Miał 68 lat. Pochowany został na cmentarzu w Chicago. W 1954 roku został oficjalnym członkiem Bokserskiej Galerii Sław. Przez sympatyków boksu zostanie na zawsze zapamiętany jako jeden z najwspanialszych defensywnych bokserów w historii, świetny strateg, a do tego człowiek, który dążył do równouprawnienia czarnych, nie tylko w boksie, ale i w życiu. I z pewnością zrobił w tym kierunku, zwłaszcza w kontekście sportowym, bardzo wiele. Sam jeden wygrał z milionami wrogich mu białych oraz był w pewien sposób wzorem dla innych czarnych mistrzów, którzy podobnie jak Jack sprzeciwiali się dyskryminacji rasowej.