ANTONIO MARGARITO DLA BOKSER.ORG
Jarosław Drozd: Tony, masz dopiero 28 lat, a za sobą już ponad 12 lat wystepów na zawodowym ringu. Nie znudziło Ci się to jeszcze?
Antonio Margarito: Znudziło? W życiu! W rzeczywistości rwę się, by spełnić marzenie, które miałem od dziecka - zostać bezdyskusyjnym mistrzem świata w kategorii półśredniej.
JD: Oczywiście żartowałem. Powiedz mi jednak, kiedy i w jaki sposób Antonio Margarito został bokserem, a nie np. piłkarzem lub koszykarzem?
AM: Nigdy nie byłem wielkim pasjonatem sportu. Zapytaj mnie o jakąś dyscyplinę poza boksem, a będę miał poważne problemy, żeby ci odpowiedzieć. Kiedyś dałem wywiad do programu sportowego w telewizji, gdzie większość czasu jest poświęcona piłce nożnej. Przez cały czas modliłem się, żeby nie padło żadne pytanie o futbol, i kiedy już myślałem, że mam to z głowy, wzięli i zapytali... Byłem naprawdę zażenowany, jestem Meksykaninem, mieszkam w Meksyku, a nie potrafiłem odpowiedzieć na banalne pytanie piłkarskie. Wiem, że chciałem być bokserem od chwili, gdy ojciec po raz pierwszy zabrał mnie na galę bokserską. Byłem wtedy bardzo młody, ale poprosiłem tatę, żeby zapisał mnie na treningi.
JD: Jako amator stoczyłeś tylko 21 walk (rekord: 18-3). Czy jest coś, co powinniśmy wiedziec o Margarito-amatorze?
AM: Nie, właściwie to nie. Musiałem w młodym wieku przejść na zawodowstwo, bo nie miałem innego wyboru. Miałem trudności ze znajdowaniem przeciwników, ale przede wszystkim byłem bardzo biedny i potrzebowałem pieniędzy.
JD: Kto był wówczas Twoim bokserskim idolem? Na kim się wzorowałeś?
AM: Moim idolem zawsze był Julio Cesar Chavez. Bardzo trudno jest naśladować czyjś styl. Uważam, że styl Chaveza był jedyny w swoim rodzaju. Ja też mam własny, ale dostrzegam w nim te rzeczy, które przyniosły Chavezowi sukces.
JD: Jak to się stało, że już jako niespełna 16-letni chłopak zadebiutowałeś na zawodowym ringu?
AM: Trudno było znaleźć przeciwników do walk amatorskich, ale przede wszystkim potrzebowałem pieniędzy. Dorastałem w nędzy, więc albo zarabiałbym na życie legalnie, albo nie. Wybrałem to pierwsze wyjście.
JD: Po 12 zawodowych walkach Twój rekord wyglądał niezbyt imponująco (9-3). Czy w Twojej karierze były momenty zwątpienia w to co robisz?
AM: Nie, skądże. Przecież byłem młodym "szczawikiem", a walczyłem z dorosłymi facetami. Uważam, że z tych trzech porażek dwie były nieuczciwe. Wiedziałem, że mam w sobie mistrzowski potencjał. Potrzebowałem tylko, żeby ktoś we mnie uwierzył.
JD: Twoim pierwszym wielkim zawodowym zwycięstwem było znokautowanie Davida Kamau. Potem pokonałeś wielu znakomitych bokserów. Który ze stoczonych dotąd w Twojej karierze pojedynków uważasz za najlepszy i dlaczego?
AM: Zwycięstwo nad Antonio Diazem, kiedy zdobyłem tytuł mistrzowski. Ten triumf dał mi rzeczy, o których od zawsze marzyłem.
JD: A jak się nazywa pieściarz (lub pieściarze), z którym najbardziej chciałbyś się zmierzyć w ringu?
AM: Oscar De La Hoya, Miguel Cotto, Ricky Hatton i taki jeden koleś, na którego wołają "Fraud" ["Kanciarz" - przyp. JD] Mayweather.
JD: Jak możliwie najkrócej oceniłbyś każdego z wymienionych przeze mnie zawodników, walczących w wagach półśredniej i jr średniej. Zaczynamy od Floyda Mayweathera jr.
AM: Nie darzę szacunkiem Mayweathera jako "fajtera". Facet mówi, że podejmuje tylko walki, które mają sens z finansowego punktu widzenia, ale odmówił walki ze mną, choć miał za to dostać osiem milionów dolarów.
JD: Shane Mosley?
AM: Dla Shane'a mam wiele szacunku, jako jedyny miał jaja, by publicznie przyznać, że nie jest gotów ze mną walczyć.
JD: Oscar De La Hoya?
AM: Powinien zakończyć karierę z wykopem, wchodząc na ring do walki ze mną. Przez to, że wprowadza ludzi w błąd, nie mogą się odbyć naprawdę duże walki. Niech się wreszcie zdecyduje, czy daje sobie spokój z boksem, czy dalej chce się w to bawić.
JD: Zab Judah?
AM: Krzywdzi boks.
JD: Ricky Hatton?
AM: Świetnie się go ogląda.
JD: Kassim Ouma?
AM: Przeceniany.
JD: Sergiej Dzindziruk?
AM: Nie znam gościa.
JD: Ricardo Mayorga?
AM: Nigdy nie traktował boksu serio.
JD: Carlos Quintana?
AM: Należy mu się szansa.
JD: Paul Williams?
AM: Ma dwa plusy - jest wysoki i bije z lewej.
JD: Daniel Santos to gość, do którego jakoś nie masz szcześcia. Walczyliście ze sobą dwukrotnie i mimo to nie udało Ci się go pokonać. Dlaczego?
AM: Kontuzje. W pierwszej walce doznałem kontuzji już w pierwszej rundzie, w drugiej gdzieś około czwartej.
JD: Urodziłeś się w Kalifornii, ale mieszkasz w Tijuana. Większość Twoich rodaków podąża zwykle w odwrotnym kierunku...
AM: Owszem, urodziłem się w Kalifornii, ale mieszkam w Meksyku od pierwszego tygodnia życia. Podejrzewam, że matka przekroczyła granicę tylko po to, żebym się urodził w Stanach, a potem wróciła wychowywać mnie w Meksyku. Jestem Meksykaninem, tylko miejsce urodzenia mam za granicą.
JD: Jak wielki wpływ na Twoją karierę i rzecz jasna życie miała śmierć Twojego brata [był ofiarą porachunków mafijnych w 1999 r. - przyp. JD]?
AM: Naprawdę chciałbym, żeby brat mógł cieszyć się wraz ze mną tym, co osiągnąłem. Zapytano mnie kiedyś, czy oddałbym cały swój majątek, gdyby miało to go przywrócić do życia. Absolutnie tak bym zrobił. Brat zawsze był blisko mnie, miał wyjechać ze mną do Teksasu [na walkę z Buck Smith`em - przyp. JD], ale organizator gali kupił tylko trzy bilety, więc brat nie mógł polecieć z nami. Brat jest ze mną zawsze, w ringu i poza nim.
JD: Opowiedz mi troche o Twojej najbliższej rodzinie. Jak Ci się żyje w Tijuana?
AM: Żona jest moim największym sojusznikiem. Ma olbrzymią motywację, jest równie twarda jak przeciwnicy, z którymi walczę. Dobrze zdaje sobie sprawę, że poświęcenia, jakie czynimy teraz, zostaną nam póżniej wynagrodzone. Uwielbiam Tijuanę. Nie sądzę, żebym miał się stąd kiedykolwiek wyprowadzić.
JD: Wszystko wskazuje na to, że nastepnym Twoim rywalem w walce w obronie pasa WBO będzie Joshua Clottey. To solidny bokser o dobrym rekordzie. W jaki sposób będziesz się przygotowywał do tej walki?
AM: Nikogo nie lekceważę, absolutnie nigdy nie zakładam, że wygram. Widziałem, jak walczy Clottey, to twardy bokser, któremu już od lat należała się ta szansa.
JD: Z czym Ci się kojarzy Polska lub Polacy?
AM: Przepraszam, ale nie kojarzy mi się z niczym. Nie gniewaj się, z reguły nie jestem zbyt wylewny. Jestem przyjacielski, ale nieco nieśmiały.
JD: Serdecznie dziękuje za wywiad w imieniu własnym i czytelników naszej strony. Życze Ci Tony kolejnych, spektakularnych sukcesu, wierząc, że nadal będziesz zachwycać swoich fanów (także w Polsce) swoim agresywnym i zarazem widowiskowym stylem walki. Bądźmy w kontakcie.
AM: Dziękuję Wam bardzo za ten wywiad i chcę zapewnić wszystkich moich fanów w Polsce, że nie przyniosę im rozczarowania. Ze mną dojdziecie na szczyt!