DAVARRYLL WILLIAMSON DLA BOKSER.ORG
Jarosław Drozd: W szkole średniej uprawiałeś koszykówkę i futbol amerykański. Co sprawiło, że w wieku 25 lat nagle zostałeś bokserem?
DaVarryll Williamson: Po zrobieniu magisterium na uniwersytecie Northern Michigan przeprowadziłem się do Arizony, za pracą. Tam miałem okazję zaliczyć próby do drużyn futbolowych: Indianapolis Colts z National Football League oraz Arizona Rattlers Arena Football League, więc chodziłem do siłowni, żeby utrzymać formę. Pewnego dnia zauważyłem faceta w bokserskiej koszulce, więc zapytałem go, gdzie ćwiczy, i poszedłem tam następnego dnia. Już za pierwszym razem wyszedłem na ring, powiedziałem trenerowi, że jeśli zupełnie się nie nadaję, to niech mi powie, po co mam marnować jego czas, i swój zresztą też, ale on odparł, że mam trochę nieoszlifowanych zdolności. Może niezupełnie to chciałem usłyszeć, ale wystarczyło, żebym przychodził tam dzień po dniu, i tak już zleciało prawie trzynaście lat.
JD: Zostałeś zawodowcem w wieku 31 lat. Wielu bokserów w tym wieku odcina już kupony od sławy. Czy nie uważasz, że jest już za późno na zrobienie kariery w najcięższej kategorii?
DW: Nie wydaje mi się. Zacząłem dopiero w wieku 25 lat, więc nie mam tak sponiewieranego ciała, jak wielu innych w tym sporcie, a do tego jeszcze nadrabiam siłą. Spójrz na gości w tej kategorii - każdy ma co najmniej trzydzieści pięć lat. Myślę, że jestem w najwłaściwszym miejscu i czasie.
JD: Ze 120 amatorskich zwycięstw, aż 107 zakończyłeś przed czasem. Czy był to efekt słabej konkurencji, czy siły Twojego ciosu?
DW: I jedno, i drugie. Bardzo mocno biłem, więc ludzie się mnie bali, ale w miarę, jak uczyłem się boksować, coraz łatwiej było mi rozsądnie używać tej siły. Nie zapominaj, że był moment, kiedy uznano mnie za najlepszego pięściarza-amatora wagi ciężkiej w Stanach, i jako jedyny w historii zdobyłem trzy amatorskie tytuły mistrza USA pod rząd, więc to chyba jasne, że umiem boksować.
JD: Oczywiście żartowałem z tą słabą konkurencją. Wiem, że pokonałeś wielu znakomitych, wysoko dzisiaj notowanych bokserów wagi ciężkiej, m.in. Calvina Brocka, Lamona Brewstera, Jasona Estradę, czy Monte Barretta. Czy byłbyś w stanie ponownie stanąć stanąć przeciwko nim w zawodowym ringu?
DW: Oczywiście. Jestem gotów w każdej chwili stawić czoła każdemu zawodnikowi w tej kategorii. Pytanie powinno raczej brzmieć: Ilu z nich byłoby gotowych, żeby walczyć ze mną? Lamon Brewster czterokrotnie przegrał ze mną jako amator, w tym trzy razy przez nokaut, z Brockiem było 3-1, wszystkie trzy przegrał przez KO. Estrada ma na koncie może z pięć walk, więc w tej chwili mało się nim przejmuję, a wygląda na to, że w październiku Barrett zmierzy się z Wałujewem.
JD: Porozmawiajmy jeszcze o Twojej karierze amatorskiej. Twój twardy, ryzykowny styl walki sprawił, że w 1998 r., w finale Igrzysk Dobrej Woli przegrałeś przez nokaut z legendarnym Felixem Savonem. Jak z perspektywy czasu wspominasz tamten pojedynek?
DW: Byłem nieostrożny i dałem się złapać. Myślałem, że Savon poczuł moje prawe, więc rzuciłem się naprzód, żeby skończyć z gościem, zamiast ostrożnie skracać dystans, i złapał mnie na solidny, mocny prawy prosty.
JD: Czy wspomniany srebrny medal z Igrzysk Dobrej Woli to Twój największy międzynarodowy sukces w karierze amatorskiej?
DW: Było to najwyższe wyróżnienie, jakie otrzymałem w międzynarodowym boksie, ale zwycięstwo w tych igrzyskach przyniosłoby mi więcej satysfakcji, bo w tej walce z Savonem przegrałem sam ze sobą.
JD: Innym znanym pięściarzem, który w czasach amatorskich pokonał Cię przed czasem był Sułtan Ibragimow. W 1999 r. przegrałeś z nim przez RSC w 3 rundzie w czasie międzynarodowego meczu USA-Rosja. Cały czas masz szansę na stoczenie walki rewanżowej na zawodowym ringu...
DW: Prawdę mówiąc, właściwie nie pamiętam walki z Ibragimowem. Na pewno masz rację, ale jako amator stoczyłem tyle walk, że tej po prostu sobie nie przypominam. Ale jak już wcześniej powiedziałem, z radością zmierzę się z nim jako zawodowiec, może po jego walce z Rayem Austinem 28 lipca [wywiad przeprowadzono 23 lipca 2006 r. - przyp. JD].
JD: Dwukrotnie (w 1996 r. i 2000 r.) nie zakwalifikowałeś się do olimpijskiej kadry USA. To musiało być bardzo bolesne – tyle lat treningów i porażka w ostatniej kwalifikacji. Czy Twoim zdaniem Nate Jones i Michael Bennett byli wówczas rzeczywiście lepszymi pięściarzami od Ciebie?
DW: Wciąż boli mnie myśl o tych niepowodzeniach, ciężko było się z nimi pogodzić. Nie chcę niczego ująć Jonesowi czy Bennettowi, byli ode mnie lepsi, ale i tak uważam, że miałem większe kwalifikacje, by reprezentować Stany Zjednoczone na olimpiadzie.
JD: Jednakże zarówno Jones, jak i Bennett nie odnieśli sukcesów na ringu zawodowym. Jak myślisz dlaczego tak się stało?
DW: Cóż, jeśli mnie pamięć nie myli, Nate Jones musiał szybko skończyć karierę wskutek urazów głowy, ale nim do tego doszło, miał całkiem niezły rekord, bodajże 18-2, więc kto wie, co mogłoby się zdarzyć, gdyby nie te urazy. Z drugiej strony Bennett zawsze miał wrażliwy podbródek, i był za mały na tę kategorię wagową. Powinien był walczyć w wadze cruiser, ale myślę, że i tak wszystko sprowadzało się do tego, iż Michael miał delikatny podbródek i kiepsko znosił ciosy.
JD: Wspomniałeś, że prawdopodobna data Twojego pojedynku z Gołotą to 2 września. Słyszałem jednak głosy, że dla Andrzeja to zbyt krótki czas na to, by przygotować sie do walki z tak wymagającym przeciwnikiem jak Ty. Czy byłbyś skłonny walczyć z Gołota w późniejszym terminie?
DW: Cóż, ostatnio rozmawiałem z moim managerem, Kevinem Mullowneyem, który uważa, że 7 października to bardziej prawdopodobna data walki z Gołotą. Wiem, że Andrzej ma teraz pewne kłopoty z prawem, ale fenomenalnie byłoby wyjść z nim na ring 7 października, szczególnie w nowojorskim Madison Square Garden - chyba gdzieś na internecie czytałem, że główną walką będzie pojedynek Wałujewa z Barrettem, a równorzędnie - Tomasza Adamka z Paulem Briggsem. Myślę, że dodanie do tej listy mojej walki z Gołotą pasowałoby idealnie.
JD: Jak oceniasz umiejętności i dotychczasową karierę Andrzeja Gołoty?
DW: Myślę, że jest dwóch Gołotów - ten, który stawia się na walkę w świetnej formie, skoncentrowany i gotów do boju i ten drugi, który przychodzi, nie myśląc o walce. Sądzę, że Andrzej wciąż świetnie bije prostymi, ma dużo siły i byłby na pewno twardym, twardym przeciwnikiem, ale od ostatnich paru lat nic nie robił, więc zobaczymy, co z tego wszystkiego wyniknie.
JD: Widziałeś stare walki Andrzeja Gołoty z Riddickiem Bowe? Robią na Tobie wrażenie?
DW: Owszem, ale strasznie dawno temu. Tamten Gołota był w szczytowej formie, minęło już wiele czasu, od kiedy widzieliśmy go w podobnej formie. Może jeszcze w walce z Chrisem Byrdem. Moim zdaniem Andrzej jest/był bardzo zdolnym, zawziętym bokserem.
JD: Dlaczego typowałeś Brewstera na zwycięzcę walki z Gołotą? Większość ekspertów twierdziła wówczas, że to Andrzej dysponuje większymi bokserskimi umiejętnościami.
DW: Po prostu wydawało mi się, że Brewster od początku pójdzie ostro do przodu i Andrzej będzie miał problem z poskromieniem tej energii. Wygląda na to, że wyszło na moje!
JD: Kilka słów o innym pięściarzu, mającym polskie korzenie, który zdobywa sławę w USA. Tommy Zbikowski to, podobnie jak Ty, były futbolista. Słyszałeś, że lekcji boksu udzielał mu w Chicago sam Gołota?
DW: O tym nie słyszałem. Nie było mnie w mieście podczas czerwcowej walki Zbikowskiego, ale słyszałem, że całkiem nieźle sobie radził.
JD: Wiele osób narzekało na poziom Twojego pojedynku z Chrisem Byrdem. Nie byłeś w stanie mocniej przycisnąć rywala? Stawką pojedynku był przecież tytuł mistrza świata IBF...
DW: To była kiepska walka, i gdybym mógł ją stoczyć jeszcze raz, poddałbym się przedtem operacji łokcia. Tak naprawdę walczyłem z Byrdem tylko jedną ręką, prawa mnie tak bolała, że nie mogłem zadawać nią ciosów. Chciałem go przycisnąć, ale ciało po prostu odmawiało mi posłuszeństwa.
JD: Polskim kibicom podoba się Twój ostry i bezkompromisowy boks, jaki pokazałeś m.in. w walkach z Derrickiem Jeffersonem, czy Oliverem McCallem. Jak mógłbyś określić swój styl walki?
DW: Myślę, że jestem puncherem. Umiem sobie ustawiać ciosy, więc kiedy już trafię prawym, mojego przeciwnika z reguły boli. Sądzę, że jestem jednym z najmocniej bijących i najlepiej finiszujących zawodników w tej kategorii wagowej. Zaczynam walki dość powoli, ale w miarę upływu czasu wciąż dokładam do pieca.
JD: Widzieliśmy Twoją walkę z Władimirem Kliczko. Miałeś plan i do 5 rundy go konsekwentnie realizowałeś. Co byś dzisiaj z perspektywy czasu zmienił w swojej taktyce?
DW: Zadałbym więcej ciosów w pierwszych rundach, wciąż jednak wierzę, że mieliśmy Władimira na widelcu, i gdyby nie ta kontuzja, znokautowałbym go w ciągu następnych dwóch-trzech rund.
JD: Walczyłeś z wieloma bardzo ostro bijącymi pięściarzami wagi ciężkiej. Który z nich robił to najmocniej?
DW: Myślę, że chyba najmocniej bił Andriej Kopiłow, bokser, z którym walczyłem, kiedy miałem rekord 10-1, ale on chyba już skończył karierę. Wydaje mi się, że z mocno bijących zawodników najdokładniej trafia Władimir [Kliczko – przyp. JD], ale spośród wszystkich bokserów, z jakimi przyszło mi się zmierzyć, najcelniej bił Byrd.
JD: Co sądzisz o aktualnej światowej czołówce wagi ciężkiej? Jest w niej miejsce dla DaVarryla Williamsona?
DW: Ależ oczywiście! Wiem, że mogę stawić czoła każdemu zawodnikowi w tej kategorii. Dajcie mi tylko szansę! Wydaje mi się, że chyba nigdy nie było takich szans na awans w tej kategorii, a do kolejnej próby zdobycia tytułu mistrzowskiego brakuje mi tylko jednego solidnego zwycięstwa.
JD: "Touch of Sleep" [czyli "Dotyk-Dobranocka" – przyp. JD]. Skąd się wziął ten nietypowy pseudonim?
DW: Kiedy zaczynałem jako amator, wydawało mi się, że groźnie biję prostymi, więc tak ciągnąłem, ale to nie były żadne proste... Więc wtedy miałem ksywkę "D.J." - "Dangerous Jab", Niebezpieczny Prosty. Tyle, że zaczęły się problemy z prawą ręką. Mój bardzo bliski przyjaciel, Lawrence Clay-Bey, nazwał mnie "Touch of Sleep" w 1995 roku, kiedy mieliśmy za sobą już chyba z 1000 rund sparingów. Powiedział mi "Złą ksywkę sobie wybrałeś, bo masz cios, po którym od razu pora na dobranoc" - i tak narodził się "Touch of Sleep", "Dotyk-Dobranocka".
JD: Z kim lub z czym kojarzy Ci się Polska?
DW: Nigdy nie byłem w Polsce, ale z tego, co widziałem, polscy bokserzy wkładają w walkę mnóstwo serca, są bardzo silni, zmotywowani, no i mają bardzo lojalnych i głośnych kibiców.
JD: Czy znasz jakichś polskich pięściarzy zawodowych?
DW: Oglądam tyle walk, ile tylko mogę, i uważam, że Gołota naprawdę umie boksować, podobnie jak Adamek, a Matt Zegan to też niezły bokser, z tych mniejszych.
JD: Dziękuję serdecznie za wywiad w imieniu własnym i czytelników strony www.bokser.org. Mam nadzieję, że będziemy mieli jeszcze w przyszłości okazję porozmawiać - nie tylko o nadchodzącej walce z Gołotą.
DW: Ja też dziękuję i pozdrawiam Wszystkich.